Dodawanie komentarza

Do tematu: Układy słuszne i niesłuszne

Układy słuszne i niesłuszne

Witold Filipowicz | 2006-11-09 13:31:48

Powiada przysłowie, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi niechybnie o pieniądze. Niekoniecznie o przysłowiowe koperty. Często, jak można zaobserwować, chodzi o władzę. Najlepiej władzę absolutną, która pozwala budować własne księstewka w strukturach państwa. Taką wizję malowano społeczeństwu w ostatniej kampanii wyborczej do parlamentu. Nadchodzą kolejne wybory, tym razem do samorządów. Wracają opowieści o imperium zła. Są plany, opowieści, hasła. O zawłaszczaniu państwa, prywacie, republice kolesiów.

Wszelkie zło ma swoje źródła w III RP, sięgając korzeniami – zdaniem obecnej władzy – do mrocznych czasów minionego ustroju. To wymaga zmian. Porozcinania szarych sieci, rozbijania układów, nierzadko przestępczych powiązań. Głosów wyborczych starczyło na przejęcie władzy. Za mało, by ją samodzielnie utrzymać. Do walki z układami, szarą siecią, okazało się konieczne tworzenie własnych układów. Często zdumiewających. Z niemniej zdumiewającymi metodami.

Struktury folwarków

Kiedy w połowie 2002 roku stanowisko prezesa w Urzędzie Patentowym Rzeczypospolitej Polskiej obejmowała, z nadania premiera Leszka Millera, Alicja Adamczak, mieściło się to w logice działania zwycięskiej partii. Wysokie stanowiska państwowe od zawsze obsadzało się ludźmi zaufanymi. Ci z kolei dokonują obsady dalszych stanowisk w instytucjach. Czasem do poziomu wartownika włącznie.

Co taki system ma wspólnego ze sprawnym państwem? Zdaniem ówczesnej opozycji, niewiele. Hipokryzją lekko trąciło. Najgłośniej gardłowali ci, którzy w skonstruowaniu tego systemu brali bezpośredni udział i przez całe lata go chronili. System konkursów przy obsadzaniu stanowisk zawsze był solą w oku dla każdej władzy, bez względu na barwy. I każda władza próbowała na przeróżne sposoby omijać niewygodne, nawet mimo niezwykłej ułomności, przepisy.

Wielotygodniowe próby unieważnienia konkursu na stanowisko dyrektora Biura Administracyjno-Gospodarczego w Urzędzie Patentowym RP, w 2004 roku, w przeciwieństwie do innych konkursów w tym urzędzie, nie powiodły się. Prezesowi Urzędu, Alicji Adamczak, nie pozostawało nic innego, jak sięgnąć po środki specjalne, by realizować swoje cele, to jest pozbycie się niechcianego dyrektora. Metodę przyjęto dość prostą, by nie rzec wręcz prymitywną.

Zaproponowano zawarcie umowy na 3 miesiące z przyrzeczeniem jej przedłużenia, o ile się kandydat na stanowisku sprawdzi. Po upływie terminu umowy nie przedłużono. Bez żadnych powodów. To grubymi nićmi szyte quasi-prawne działanie znalazło finał w sądzie pracy. Treść uzasadnienia wyroku Sądu Rejonowego w Warszawie, z lutego 2006 roku - sygn. akt VII P 464 /06, jest jednocześnie oceną kierownictwa Urzędu Patentowego RP:

„(…)Czynność prawna stron w postaci zawarcia umowy o pracę na czas określony była jak już wskazano wyżej sprzeczna z zasadami współżycia społecznego, ale nie była sprzeczna z prawem, bowiem została zawarta w granicach zakreślonych przez ustawodawcę w treści przepisu art. 48 ust 3. Zmierzała jednak do obejścia prawa. Cel obejścia ustawy polega bowiem na takim ukształtowaniu treści umowy, które pozornie nie sprzeciwia się ustawie, ale w rzeczywistości zmierza do zrealizowania celu przez nią zakazanego.

Umowie o pracę nienaruszającej w tym wypadku art. 48 ust 3 ustawy można stawiać zarzut zawarcia w celu obejścia prawa, gdyż jej cel dyktowany był wyłącznie chęcią pozornej realizacji wyniku konkursu, a w efekcie zmierzał do jego zanegowania. Mając na względzie powyższe rozważania Sąd na zasadzie art. 59 kp w związku z art. 56 kp zasądził na rzecz powoda odszkodowanie (...)”.

W demokratycznym państwie prawnym, za jakie chce uchodzić RP, byłby to wyrok skazujący na banicję ze służby publicznej raz na zawsze. Tak przynajmniej się dzieje w krajach o ugruntowanym ustroju demokratycznym, gdzie za nieporównywalnie mniejsze przewiny funkcjonariusze publiczni ponoszą konsekwencje i to niezwykle surowe.

Nim doszło do wydania wyroku, zaczęły się pojawiać, w wyniku drążenia tematu o działalności prezes Alicji Adamczak, sygnały o innych jeszcze zdarzeniach. Układały się one kolejno w mozaikę pasującą jak ulał do głoszonych w tamtym okresie wyborczym opowieści o tworzeniu prywatnego państwa swojaków, układów, szarej sieci.

Z początkiem roku 2005 kopię pozwu do sądu pracy, otrzymało wiele osób. Nie osób przypadkowych, lecz zarówno tych u steru władzy, jak i innych znaczących postaci życia publicznego, łącznie z opozycją. Przede wszystkim wiadomość o ciągu zdarzeń i finale otrzymał szef resortu gospodarki, Jerzy Hausner, pełniący funkcje organu nadzoru nad Urzędem Patentowym RP.

Był to akurat czas zmian i podziałów partii rządzącej. Wkrótce Jerzy Hauser odszedł z SLD do nowo tworzącej się partii Demokratów, a ministrem gospodarki został dotychczasowy zastępca, Janusz Piechota. Informacje o działalności Alicji Adamczak otrzymał też Marszałek Sejmu, Włodzimierz Cimoszewicz, kandydat w ruszającej kampanii prezydenckiej.

Reakcja ministerstwa gospodarki polegała wyłącznie na przesłaniu wszystkiego szefowi Służby Cywilnej. Nie wiadomo w jakim celu, skoro tam doskonale znano sytuację i to od samego początku. Począwszy od sześciotygodniowych utarczek wewnątrz komisji, by konkurs unieważnić, aż do treści trzymiesięcznej umowy, której nie przedłużyło kierownictwo bez żadnego uzasadnienia.

Minister ds. służby cywilnej, Jan Pastwa, nawet nie próbował wyjaśniać powodów takiego potraktowania jego własnych rozstrzygnięć. W ten sposób wypełniając ustawowy obowiązek dbania o przestrzeganie standardów służby cywilnej. Zresztą sądy administracyjne wielokrotnie oceniały sposoby dbania ministra Jana Pastwy o te standardy, co znalazło też odzwierciedlenie w wielu artykułach na ten temat.

Szczególnie zwraca uwagę sposób potraktowania przez resort gospodarki de facto skargi, kierowanej do organu nadzoru:

„W załączeniu przekazuję według właściwości stosownie do ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o służbie cywilnej, list Pana (…)”.

Gdyby nawet skarga istotnie kwalifikowała się do przesłania wedle właściwości, to z pewnością nie na takiej podstawie prawnej, jaką wskazał wiceminister. Tryb przekazywania następuje w takim przypadku pod rządami przepisów kodeksu postępowania administracyjnego. Z tym, że w tej akurat sprawie właściwym jest minister gospodarki, jako organ nadzoru. To szef służby cywilnej powinien tego rodzaju skargę przesłać do resortu, a nie na odwrót.

Były też inne sygnały o zapoznaniu się z sytuacją, jaką stworzyła prezes Alicja Adamczak, pozbawiając pracy – bez żadnej podstawy czy merytorycznych powodów - osobę wyłonioną na stanowisko w drodze konkursu:

„(…) Uprzejmie informuję, że treścią (..) zainteresowaliśmy (...) Komisję Administracji i Spraw Wewnętrznych oraz Samorządu Terytorialnego i Polityki Regionalnej. Wymienione komisje prowadzą prace legislacyjne nad rządowym projektem ustawy o zmianie ustawy o służbie cywilnej oraz niektórych innych ustaw(…).”

Jedna z wymienionych komisji również potwierdziła fakt zapoznania się ze sprawą:

„(…) Uprzejmie dziękuję za nadesłane pismo. Zawarte w nim uwagi i sugestie przekazałem do rozpatrzenia przez Podkomisję, która rozpatrywała projekt ustawy o zmianie ustawy o służbie cywilnej oraz niektórych innych ustaw(…)”.

Trzeba wyjaśnić, iż listy w istocie nie były skargami w rozumieniu takim, jakie przypisywali ich treściom niektórzy urzędnicy. Zawierały informację o stanie faktycznym oraz pewnego rodzaju analizę przepisów prawnych ustawy o służbie cywilnej i sposobów funkcjonowania administracji rządowej. Również pojawiające się symptomy, mogące świadczyć o nadużywaniu stanowisk służbowych dla własnych celów.

Rysowały się w tej sprawie, co najmniej, naruszenia zasad samej ustawy o służbie cywilnej, działania sprzeczne z zasadami konstytucyjnymi oraz ochroną interesów państwa, jak też praw człowieka i obywatela. A w świetle dalszych ustaleń rysowały się kolejne wątki, które zdawały się stać w sprzeczności z zakazem kierowania się interesem jednostkowym lub grupowym przy wykonywaniu obowiązków służbowych . To mogło prowadzić w konsekwencji do brania pod uwagę przesłanek nadużycia stanowiska i niedopełnienia obowiązków służbowych, o czym mowa w art. 231 kodeksu karnego.

Wskazane wyżej reakcje instytucji państwowych skończyły się wyłącznie na zaprezentowaniu tych kilku zdań.

Niedługo później ruszyła kampania wyborcza – parlamentarna i prezydencka. Rzecz oczywista, również pod hasłami szczytnymi, zobowiązaniami naprawy wszystkiego, odnowy moralnej, uczciwego państwa. Sprawdzianem praktycznego stosowania tych zobowiązań, jakimi karmiły wówczas społeczeństwo wszystkie opcje polityczne, mogło być zaprezentowanie konkretnego przykładu – jednego z wielu tego samego zakresu.

Te same informacje, o czym wyżej, otrzymali teraz reprezentanci startujący w wyborczych zmaganiach. Bez preferencji jakichkolwiek, bez rozróżnienia opcji politycznych. Wszak wszyscy, jak jeden mąż, obiecywali to samo. W tym: Zbigniew Religa, Marek Borowski, Zbigniew Wassermann, Donald Tusk oraz Marek Kuchciński – wówczas prominentny działacz PiS, późniejszy wiceszef klubu parlamentarnego partii.
Reakcja była równie jednolita – głuche milczenie.

Trudno byłoby w tym wypadku tłumaczyć to ochroną interesów swoich członków przez jakiś jeden układ polityczny. Komisje sejmowe, na przykład, nie składają się nigdy z członków jednej partii. Przeciwnie, są ciałem skonstruowanym z przedstawicieli wszystkich klubów parlamentarnych. W tym przez członków partii tworzących obecną koalicję.

Sieci szare i inne

Wybory się odbyły, z wynikiem znanym powszechnie. Zaczęło się porządkowanie państwa. Od góry do dołu. Coraz dziwniej to porządkowanie wyglądało. A w tle wielkich wydarzeń z przemianowaniem III RP na IV RP, toczyły się inne sprawy. W tym i sądowe. Równolegle ujawniały się przedziwne powiązania, postępowania organów i funkcjonariuszy publicznych, przenikania się sfer polityki, biznesu, prywatnych związków. Wiele z nich ujawnianych było opinii publicznej, ale też chyba jeszcze więcej rozgrywało się gdzieś na obrzeżach polityki, albo w ogóle nie pojawiały się w mediach tzw. opiniotwórczych.

Od tematyki sposobów obsadzania stanowisk w administracji rządowej wiele mediów po prostu stroni. Pojawiały się wprawdzie teksty o funkcjonowaniu służby cywilnej, ale były one głównie prezentacją stanowisk osób, które za ten obszar odpowiadały. Zatem bezstronność i rzetelność przekazu już choćby z tego powodu była cokolwiek problematyczna.

Nie chodzi o samą ocenę takich czy innych zdarzeń, bo to zawsze jest naznaczone subiektywizmem. Chodzi o prezentację faktów, a raczej o pomijanie tych, które zupełnie nie pasowały do głoszonych tez o profesjonalizmie, rzetelności, neutralności politycznej członków korpusu służby cywilnej. Tak prezentowane półprawdy wpływały w dużym stopniu na fałszowanie obrazu rzeczywistości. Fakty te, nieznane szerzej, opisywane były głównie w dziesiątkach artykułów pojawiających się w serwisach gazet internetowych, krajowych i zagranicznych oraz w pismach społeczno-politycznych.

Na temat różnych aspektów funkcjonowania Urzędu Patentowego RP, pod rządami Alicji Adamczak, ukazało się już wcześniej kilka artykułów. Obejmują okres za panowania władzy poprzedniej, jak i obecnej. Ujawniane sukcesywnie fakty, w tym również w trakcie postępowania przed sądem pracy, zdają się wykazywać pewną prawidłowość. Rozrastają się w szeregi innych wątków i obejmują coraz większą liczbę urzędników i instytucji.

Wszystkie zdarzenia wydają się mieć wspólny mianownik. Mogą być odbierane jako działania sprzeczne z interesem państwa, sprzeczne z interesem publicznym. Zresztą przytoczony na wstępie fragment uzasadnienia wyroku, przeciw kierownictwu Urzędu Patentowego RP, potwierdza tę tezę jednoznacznie.

Nie jest to koniec sprawy. W apelacji poruszone są kwestie, od wyjaśnienia których Sąd Rejonowy, po zmianie składu orzekającego, gdy sędziego zawodowego zastąpił asesor, uchylił się w sposób niepojęty. W tym i od aspektu konstytucyjności przepisu, będącego podstawą nawiązania stosunku pracy , prawdziwości składanych wyjaśnień mimo ich oczywistej sprzeczności z dowodami w aktach sprawy. Przede wszystkim uchylił się Sąd od zbadania autentyczności dokumentów, które reprezentant Urzędu przedstawił jako dowody w sprawie. Mimo ustawowego obowiązku ich zbadania.

Wyrok zapadł 28 lutego 2006 roku. Tydzień wcześniej minister gospodarki, Grzegorz Woźniak, ogłosił konkurs na stanowisko Prezesa Urzędu Patentowego RP. Zgodnie z przepisami ustawy o konkursach na stanowiska szefów centralnych urzędów administracji rządowej. W niedługi czas później pojawiła się informacja o liście kandydatów, jacy zgłosili się do konkursu. Krótka to była lista. Spośród setek rzeczników patentowych z całego kraju do konkursu zgłosił się tylko jeden kandydat. Alicja Adamczak z Kielc.

Ustawa o konkursach na szefów urzędów administracji rządowej jest jeszcze ciekawsza od ustawy o służbie cywilnej, jeśli chodzi o przeprowadzanie konkursów. Zwłaszcza niektóre przepisy, pozornie bliźniacze, zdają się wykraczać poza ramy najzwyklejszego racjonalnego rozumowania.

Niemniej wymogi spełniania warunków dopuszczenia do udziału w konkursach przepisy te nakładały. Te wymogi musiały być umieszczane w treści ogłoszeń o konkursach i jako takie powinny być egzekwowane. Przynajmniej tak wynikałoby z prostego rozumowania. W ogłoszeniu o konkursie na prezesa Urzędu Patentowego RP znalazł się, m.in., taki warunek:

II. Wymagania konieczne:
- kandydat cieszy się nieposzlakowaną opinią i daje rękojmię prawidłowego wykonywania powierzonych zadań,(...)

Czy wobec treści wyroku Sądu Pracy, gdzie stwierdzone zostało wprost naruszenie zasad współżycia społecznego i świadome działanie w celu obejścia prawa, można mówić o spełnieniu wymagań koniecznych w zakresie wyżej zacytowanych warunków? Czy, kierując się racjonalnym rozumowaniem, Alicja Adamczak w ogóle mogła zostać do konkursu dopuszczona?

Charakter czynów, jakie wskazał Sąd, wyklucza możliwość popełnienia błędu. Nie da się nieświadomie naruszać zasad współżycia społecznego. Nie da się też nieświadomie obchodzić przepisów prawa. Zaś motywy takich działań z biegiem czasu rysowały się jeszcze mroczniej, niż wymowa treści wyroku. Ale już i sama treść była wystarczająca, by mieć jasność sytuacji w tej materii.

Pełną treść sądowego finału pozbywania się dyrektora z konkursu i bezpodstawnego pozbawienia pracy otrzymali kolejni sternicy władzy. Władzy obecnej. Poczynając od głowy państwa, poprzez szefa rządu, ponownie wiceszefa klubu parlamentarnego PiS oraz ministra gospodarki, Grzegorza Woźniaka, który konkurs ogłosił i za jego zorganizowanie oraz przeprowadzenie odpowiada.

List przewodni, poza krótkim nawiązaniem do dołączonego wyroku sądowego przeciw jedynemu kandydatowi w konkursie, Alicji Adamczak, wskazywał na aspekt odpowiedzialności funkcjonariusza publicznego za działania niezgodne z prawem. W wyroku bowiem nie tylko została oceniona postawa kierownictwa Urzędu Patentowego RP, ale też zasądzone zostało odszkodowanie za bezprawne pozbawienie stanowiska i pracy dyrektora oraz zasądzone wynagrodzenie dla jego pełnomocnika prawnego.

W sumie Alicja Adamczak, wraz z działaniem niezgodnym z prawem, a ujmując to szerzej – działając na szkodę państwa, naraziła też Skarb Państwa na sfinansowanie swoich pozaprawnych poczynań na kwotę około 15 tysięcy złotych. Wobec uprawomocnienia się wyroku sądowego, Skarb Państwa winien się upomnieć o zwrot tej kwoty od funkcjonariuszy publicznych, którzy do powstania szkody doprowadzili. Zgodnie z prawem i zgodnie z bezustannie wygłaszanymi hasłami o pociąganiu do odpowiedzialności funkcjonariuszy publicznych. Tak społeczeństwu prezentują wizję naprawy państwa wszystkie opcje polityczne przy każdej okazji.

W połowie maja 2006 r. kilka osób ze szczytów władzy otrzymało pełną już relację z finału sporu przed sądem I instancji. Reakcje adresatów były różne.

Kancelaria Prezydenta:

„(…)Potwierdzamy wpływ (…) z 12 kwietnia i 16 maja (…) Wszelkie opinie nadsyłane przez obywateli są analizowane i - w przyjętym w Kancelarii trybie - przekazywane Panu Prezydentowi, a wnioski w miarę możliwości wykorzystywane w decyzjach i działaniach Prezydenta RP wynikających z konstytucyjnych uprawnień. (…) Pragniemy zapewnić, że podnoszone przez Pana kwestie dotyczące różnego rodzaju nieprawidłowości występujących w wielu dziedzinach są znane Panu Prezydentowi.
Jednakże rozwiązanie przedstawionych przez Pana problemów i spowodowanie ograniczenia występowania bądź całkowitej likwidacji nieprawidłowości w funkcjonowaniu różnych organów wymaga niestety czasu i współdziałania wielu instytucji na różnych płaszczyznach oraz zmian w przepisach prawa, do czego uprawniony jest parlament.
Pan Prezydent w ramach swoich uprawnień będzie wspierał działania wszelkich organów zmierzające do poprawy sytuacji w tym zakresie. (…)”

Czy urzędnicy prezydenccy zapomnieli o całym wachlarzu przepisów o odpowiedzialności służbowej i dyscyplinarnej? A co z odpowiedzialnością za działania niezgodne z prawem, o czym mowa w przepisach kodeksu cywilnego? Czy specjalista z kimś konsultował treść odpowiedzi, nie ma większego znaczenia. Odpowiada adresat, skoro zleca działania w swoim imieniu i na swój rachunek.

Kancelaria Premiera:

„(…) Departament Kontroli, Skarg i Wniosków przekazuje w załączeniu w trybie art. 231 Kodeksu postępowania administracyjnego – skargę z dnia 11 czerwca 2006 r. Pana (…) na działalność Urzędu Patentowego Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie zasad zatrudniania w ww. urzędzie(…)”

Zakwalifikowanie przesłanej informacji jako skargi wydaje się nieporozumieniem. Choć tu przynajmniej zachowana została właściwa forma i tryb, inaczej niż w przypadku postępowania wiceministra gospodarki. Jednak decydujący głos w tej sprawie należał do Premiera, Kazimierza Marcinkiewicza. To premier jest ostanią instancją dla szefów centralnych urzędów administracji rządowej i to premier – na ogół na wnioski ministrów – powołuje i odwołuje prezesów urzędów.

Minister Gospodarki:

„(…) W odpowiedzi (…) na pismo z dnia 11 czerwca Br., skierowane do Prezesa Rady Ministrów Rzeczypospolitej Polskiej, dotyczące nieprawidłowości towarzyszących obsadzaniu stanowiska Dyrektora Biura Administracyjno-Gospodarczego w Urzędzie Patentowym Rzeczypospolitej Polskiej, uprzejmie informuję, że ww. kwestia jest przedmiotem szczególnego zainteresowania Ministerstwa Gospodarki.
Ze względu na fakt, iż od wyroku Sądu Rejonowego w przedmiotowej sprawie (sygn. Akt VII P 464/06) Urząd Patentowy RP złożył apelację w dniu 3 kwietnia 2006 r., Ministerstwo Gospodarki podejmie działania mające na celu wyjaśnienie zaistniałej sytuacji niezwłocznie po zakończeniu trwającego obecnie postępowania przed Sądem II instancji.
Jednocześnie chcielibyśmy poinformować, iż w Urzędzie Patentowym RP została wznowiona procedura konkursowa zmierzająca do wyłonienia kandydata na stanowisko Dyrektora Biura Administracyjno-Gospodarczego, zgodnie z ustawą z dnia 18 grudnia 1998 r. o służbie cywilnej (…)
Do czasu wyłonienia kandydata na ww. stanowisko, bezpośrednie kierowanie Biurem Administracyjno-Gospodarczym w Urzędzie Patentowym RP przejął, z dniem 10 lipca Br., Pan Cezary Pyl – Zastępujący Dyrektora Generalnego Urzędu Patentowego RP.(…)”

Autor tego pisma odegrał jeszcze inną rolę w tej sprawie, o czym dalej. Tu zastanawiało samo podejście do tematu, a też i informacje zawarte w treści. Bezprawne pozbawienie stanowiska i pracy jest – zdaniem reprezentanta resortu – nieprawidłowością w obsadzaniu stanowisk. Oryginalne rozumowanie. Natomiast apelację na pewno wniósł powód. O apelacji wniesionej przez Urząd Patentowego nic nikomu nie było wiadomo.

Powód 6 marca wystąpił do Urzędu Patentowego RP o bezzwłoczne wypłacenie zasądzonego odszkodowania w części objętej rygorem natychmiastowej wykonalności. W odpowiedzi otrzymał taką oto informację:

„(…) uprzejmie informuję, że zasądzone w tym wyroku od Urzędu Patentowego RP odszkodowanie (…) zostanie wypłacone (…) po wpłynięciu do Urzędu Patentowego RP odpisu ww. wyroku. (…) Jednocześnie informuję, że wniosek o przesłanie odpisu przedmiotowego wyroku został złożony do sądu w dniu 3 marca 2006 r.(…)”

Wynika z tego, że p.o. dyrektora departamentu w resorcie gospodarki, Stanisław Hebda, uznał wniosek o doręczenie odpisu wyroku za równoznaczny z wniesieniem apelacji. Zaś szczególnemu zainteresowaniu resortu gospodarki, o czym wspomina p.o. dyrektor, umyka jednocześnie cały wachlarz faktów związanych z wielu innymi stanowiskami kierowniczymi w UP RP.

Również umykają tej szczególnej uwadze niejasne okoliczności objęcia przez Cezarego Pyla funkcji Zastępującego Dyrektora Generalnego UP RP. To, m.in., ma być przedmiotem wyjaśniania w apelacji. Wszystko wskazuje na to, że mianowanie na tę funkcję, obwarowane przepisami ustawy o służbie cywilnej, albo nastąpiło z przekroczeniem prawa, albo też w ogóle nie miało miejsca, mimo że w Sądzie znalazły się dokumenty na potwierdzenie tego ustanowienia.

Sam wygląd złożonych dokumentów powinien skłonić do ich weryfikacji. Brak sygnatury pisma już na pierwszy rzut oka u średnio doświadczonego urzędnika obudziłby wątpliwości. Natomiast brak poświadczenia pełnomocnika prawnego Urzędu z formułą „za zgodność z oryginałem”, jaka musi się znaleźć w tego rodzaju dokumentacji składanej w sądzie, powoduje w konsekwencji utratę mocy dowodowej. To z kolei sąd jest obowiązany badać z urzędu. W tym przypadku Sąd tego nie zrobił.

Gdyby wątpliwości powyższe potwierdziły się w postępowaniu apelacyjnym, to oznaczałoby, że mogłyby wchodzić w grę również przepisy kodeksu karnego. Nie tylko wobec osoby bezpośrednio się posługującej dokumentem niezgodnym z oryginałem. Przede wszystkim dotykałoby to przełożonego, szefa urzędu, Alicję Adamczak. Będzie to, oczywiście, przedmiotem szczegółowego ustalania w postępowaniu apelacyjnym. Apelacji wniesionej przez powoda, a nie jak twierdzi p.o. dyrektora, Stanisław Hebda, wniesionej przez Urząd Patentowy RP.

Jeszcze innym, ciekawym wątkiem tej sprawy, jest sprawność działania sądu. Sądu Pracy, należy podkreślić. W Sądzie Rejonowym w Warszawie przeleżał pozew 9 miesięcy nim doszło do pierwszej rozprawy. Teraz apelacja leżakuje od marca i wkrótce, być może, obchodzić będzie rocznicę nabierania mocy urzędowej.

W tym samym czasie przebiegają ekspresowo dziesiątki spraw polityków o wzajemne porównywanie się do różnych nieciekawych postaci, czy w związku z wzajemnym pomawianiem się o niecne postępki.

A ludzie, często pozbawieni podstaw egzystencji, czekają na łaskawe zainteresowanie się nimi instytucji nazywanej wymiarem sprawiedliwości.

Nieco wcześniej o sytuacji informowany był ówczesny Szef Rady Służby Cywilnej, prof. Marek Rocki. Skutek? Podobny do wielu innych reakcji – głucha cisza. Wiosną tego roku na stanowisku Szefa Rady nastąpiła zmiana. Było wiele szumu w tej sprawie, bowiem opozycja, w szczególności partia rodzima odwołanego Szefa Rady, Platforma Obywatelska, zarzucała Premierowi polityczne powody odwołania.

Nowym Szefem Radu Służby Cywilnej został prof. Zbigniew Cieślak, prorektor Uniwersytetu Kardynała Wyszyńskiego. Po zmianie ustawy i w wyniku likwidacji niektórych instytucji służby cywilnej kandydat na sędziego do Trybunału Konstytucyjnego, jednak w ostatniej chwili kandydatura została wycofana przez PiS. Być może będzie jednak znów wysunięta przy okazji kolejnego uzupełniania składu TK w grudniu tego roku.
Informację o poczynaniach Alicji Adamczak i sądowej ocenie tej działalności otrzymał również nowy Szef Rady Służby Cywilnej. Reakcja była dokładnie taka sama, jak poprzednika – milczenie.

Konstrukcja przejrzysta państwa i prawa

W połowie maja 2006 r. procedura konkursu na prezesa Urzędu Patentowego RP była już znacznie zaawansowana. Jak wspomniano wyżej, do konkursu przystąpiła jedynie mieszkanka Kielc, Alicja Adamczak. Merytorycznie rzecz oceniając, kandydat z wysokimi kwalifikacjami. Nie tylko o dużym doświadczeniu w dziedzinie patentów, ale też i wielostronnym wykształceniu.

Z notki biograficznej na stronach internetowych Urzędu Patentowego można dowiedzieć się o wielu zaletach i różnorodnych kwalifikacjach. Doktor prawa, ukończona aplikacja sędziowska, rzecznik patentowy, radca prawny, pracownik naukowy Politechniki Świętokrzyskiej, uczestnik wielu prac legislacyjnych, członek wielu organizacji i stowarzyszeń krajowych i międzynarodowych. Również instruktor Związku Harcerstwa Polskiego.

Nie ma ani słowa w biografii o przynależności partyjnej. Jedynie fakt powołania przez Leszka Millera na stanowisko prezesa 1 lipca 2002 roku i podtrzymanie tej nominacji przez Marka Belkę, może wskazywać sympatie kandydata. Choć nie ma to, a przynajmniej nie powinno mieć nic do rzeczy, jeśli chodzi o fachowość w związku z ubieganiem się o wysokie stanowisko państwowe.

W tej konkretnej sytuacji, wobec zapadłego wyroku w sądzie pracy, to właśnie te wysokie kwalifikacje powinny stanowić dodatkowy impuls oceny postawy moralno-etycznej kandydata. I nie tylko tej strony, bowiem przy tak wysokich kwalifikacjach z dziedziny prawa, świadome działanie w celu jego obchodzenia, na rzecz osoby z Urzędu Patentowego RP, o niższych kwalifikacjach merytorycznych, która w trzech kolejnych konkursach nie była w stanie żadnego przejść zwycięsko, tym bardziej bulwersuje. Szczególnie, gdy czyni to osoba zaufania publicznego.

Jaki cel przyświecał Alicji Adamczak, by z taką determinacją bronić się przed dyrektorem z zewnątrz, ze świadomością faktu nadużywania przez siebie stanowiska służbowego?

Komisja konkursowa w Ministerstwie Gospodarki:

„(…)
- Pan Stanisław Hebda, Dyrektor Departamentu Jednostek Nadzorowanych i Podległych w Ministerstwie Gospodarki – Członek Komisji
- Pan Krzysztof Gulda, Zastępca Dyrektora Departamentu Rozwoju Gospodarki w Ministerstwie Gospodarki – Przewodniczący Komisji
- Pan Wojciech Kijowski – Dyrektor Generalny Ministerstwa Sprawiedliwości – Członek Komisji
W drodze uchwały z dnia 25 maja 2006 r. w sprawie ustalenia wyniku konkursu na stanowisko Prezesa Urzędu Patentowego Rzeczypospolitej Polskiej (…) wskazała Panią Alicję Adamczak na ww. wymienione stanowisko. (…)
Minister Gospodarki wystąpił w dniu 6 czerwca 2006 r. do Prezesa Rady Ministrów z wnioskiem o powołanie Pani Alicji Adamczak na stanowisko Prezesa Urzędu Patentowego RP (…)”

Z treści oraz zestawienia dat wynika bezspornie, że uchwała komisji zapadła już po szeroko poznanej sytuacji faktycznej o działalności Alicji Adamczak, ocenionej przez sąd pracy. Na marginesie można zauważyć też taki niuans, że skład komisji podany został z pominięciem faktycznie pełnionych funkcji.

Zarówno Stanisław Hebda, jak i Krzysztof Gulda nie byli dyrektorami z konkursu, lecz mieli status „p.o.”, a więc sami nigdy nie wygrali żadnego konkursu na wyższe stanowiska w służbie cywilnej. Dlaczego w składzie komisji nie znaleźli się dyrektorzy z konkursów? Choćby dyrektor Departamentu z konkursu, przełożony p.o. zastępcy Krzysztofa Guldy, Danuta Jabłońska?

Aspekt rzetelności i merytoryczna wartości ocen wydanych przez komisję konkursową wprawia w lekkie zakłopotanie. Jeśli jeden z członków komisji, p.o. dyrektora w resorcie gospodarki, Stanisław Hebda, nie jest w stanie odróżnić wniosku o odpis wyroku od apelacji od tegoż wyroku, to cały ten konkurs wygląda dość egzotycznie.

Jedynie Wojciech Kijowski, członek Rady KSAP, reprezentujący tu Szefa Służby Cywilnej - też absolwenta KSAP - był dyrektorem z konkursu. Jeszcze z czasów ministra Grzegorza Kurczuka. Ponieważ Szef S.C. znał przebieg i finał rozprawy przed sądem pracy, stąd należy przyjąć, że w chwili podejmowania uchwały cała komisja była świadoma sytuacji.

Bez wątpienia świadom sytuacji był też minister gospodarki, gdy występował do Premiera Marcinkiewicza o powołanie Alicji Adamczak na stanowisko Prezesa UP RP - 6 czerwca 2006 r.

Był też świadom całej sytuacji klub parlamentarny partii, bowiem 12 czerwca 2006 r. do wiceszefa klubu PiS wysłany został e-mailem list w związku z uchwałą komisji konkursowej, nawiązujący do wcześniejszych kontaktów z posłem:

„(…) Sądząc z treści informacji ze strony internetowej MG oraz z zestawienia dat znanych i Panu zdarzeń, należy chyba przyjąć, iż tak właśnie ma wyglądać proces odnowy moralnej w RP w wykonaniu PIS? (…)”

Marek Kuchciński:

„(…) proszę jednak wyjaśnić mi bardziej Pana uwagi. Nie przypominam sobie w tej chwili sprawy pani Adamczak. MK (...)”

Szczegółowe wyjaśnienie, a raczej przypomnienie sytuacji zostało bezzwłocznie wysłane i na tym kontakt się zakończył.

Kazimierz Marcinkiewicz dokonał aktu powołania z dniem 13 czerwca, o czym Centrum Informacji Rządowej zamieściło komunikat jednak dopiero 5 lipca 2006 r. Tuż przed zmianą na stanowisku szefa rządu, gdy Premierem został Jarosław Kaczyński.

Zmiany, oczywiście, zaczęły następować w tej sytuacji na wielu stanowiskach państwowych. W UP RP nic się dotąd nie zmieniło. W świetle wielokrotnych zapowiedzi, deklaracji obecnego Szefa Rządu, a zwłaszcza w świetle wypowiedzi w trakcie obecnej kampanii wyborczej do samorządów, można się poważnie zastanawiać, czy przypadkiem nie żyjemy w jakichś dwóch, a może i więcej światów o różnej rzeczywistości:

„(...) Prawo i Sprawiedliwość po objęciu rządów dokonało dokładnej diagnozy państwa oraz jego instytucji. Po jej dokonaniu podjęte zostały działania, zgodne z programem wyborczym, koncentrujące się w dwóch najważniejszych obszarach. (…)

Pierwszym z nich jest oczyszczenie państwa, czyli pozbycie się peerelowskiego dziedzictwa i rozbicie wyrosłych na jego gruncie układów. Drugim jest konsolidacja i umocnienie państwa, na co składają się działania prowadzące do stworzenia silnego i sprawnego aparatu państwowego.

Oczyszczenie jest niezbędne. Sprawiedliwej, uczciwej, bezpiecznej, sprawnej i nowoczesnej Polski nie sposób zbudować na peerelowskich fundamentach. Choroby nękające PRL wraz z nowymi zagrożeniami czasu transformacji ustrojowej, którym tylko nieliczni chcieli przeciwdziałać, deformowały rodzące się instytucje wolnej Polski.

W ten sposób narodził się, zamiast demokratycznego kapitalizmu, postkomunizm.(…) Prawo i Sprawiedliwość, po zwycięskich wyborach parlamentarnych w 2005 r., podjęło szereg działań, by zerwać z postkomunistyczną formą ustrojową, która ukształtowała się w III Rzeczpospolitej, by wyeliminować z Polski ludzi układu postkomunistycznego (…)”

Nie wiadomo, jak odbierać i rozumieć wiele podobnych sytuacji, jakich jesteśmy świadkami od miesięcy. Zwykła logika zdaje się tu zawodzić. Być może istnieją jakieś wyższe racje, ale jeśli tak, to muszą być niezwykle skomplikowane dla przeciętnych umysłów. Brak wyjaśnień, rzeczowych argumentacji, zrozumiałych powszechnie, nie przyczynia się do akceptowania państwa, gdzie podstawą funkcjonowania miały być demokracja, prawo, sprawiedliwość, przejrzystość i uczciwość.

Kieleckie ślady z lilijką w tle

Gdy nie wiadomo, o co chodzi…

Władza jest czymś cennym. Często cenniejszym od jednorazowej gratyfikacji. Przez ostatni rok często słychać o układach, szarych sieciach, powiązaniach. Na pierwszy plan wybijają się wieści o korzeniach poprzedniego ustroju, służbach specjalnych, agentach i wielu przeróżnych teoriach spiskowych. Ile w tym prawdy, któż to wie.

Wiele słów, wiele sugestii, wiele wysuwanych tez, pozbawionych konkretów lub z konkretami cokolwiek mglistymi. Doszukiwanie się niejasnych powiązań na podstawie kompilowania wielu zdarzeń stało się już prawie normą w wystąpieniach niektórych postaci ze świata polityki.

Wyżej przedstawione zostały fakty, które dokumentują blisko czteroletni okres, na przełomie dwóch kadencji rządów o przeciwnych opcjach politycznych. Wątek teorii spiskowych też się może pojawić, gdyby sięgnąć nieco dalej, niż wąski stosunkowo krąg kilku urzędów i kilkunastu wysokich urzędników państwowych. Poczynając od miejsca zamieszkania, jaki wskazała Alicja Adamczak, wcześniej kandydat, a teraz już powołany Prezes UP RP, czyli do Kielc.

Świętokrzyskie w wielu wypowiedziach od dawna nazwane było „czerwonym zagłębiem”. Szczególnie głośno się zrobiło o tamtym terenie w związku z tzw. „Aferą Starachowicką”, która zakończyła się wyrokami dla trzech znaczących polityków SLD. Na tak trudny politycznie teren, w czasie kampanii wyborczej w 2005 roku, PiS skierował do tworzenia swoich struktur Przemysława Gosiewskiego.

Wykazał się on bardzo sprawnym działaniem i w krótkim czasie powstała cała sieć biur wyborczych PiS. W wysiłkach wsparcie znalazł obecny minister pośród miejscowych postaci życia publicznego. M.in. w osobie ówczesnego Rektora Akademii Świętokrzyskiej, Adama Massalskiego. Na uczelni odbywały się też wiece przedwyborcze.

Sama Akademia ma opinię różną, zależy kto akurat o niej się wypowiadał. Od kilku miesięcy zaczęły się pojawiać o uczelni wieści niepokojące. W tym i o aresztowaniach pracowników naukowych tej placówki, oskarżanych o łapownictwo.

Ale nim się zaczęły pojawiać, na stronach Magazynu Kontrateksty opublikowany został artykuł Krzysztofa Łozińskiego o byłym już wówczas Rektorze Adamie Massalskim, obecnym senatorze z ramienia PiS. Nie był to artykuł pochlebny. Z treści pytań stawianych senatorowi można było się zorientować, że coś w tej Akademii Świętokrzyskiej nie do końca jest w porządku. Na wiele zadanych przez Autora pytań senator Massalski do dziś nie udzielił odpowiedzi. Nie omieszkał jednak postraszyć Łozińskiego sądem. Za stawianie pytań.

Wiele faktów przytoczył też dr Waldemar Korczyński, pracownik naukowy w Akademii Świętokrzyskiej, więc dość bliski zdarzeniom i ludziom z terenu świętokrzyskiego. W jednym ze swoich artykułów lekko kpiąco przestrzega Łozińskiego przed krytyką senatora Massalskiego, ale też jednocześnie sygnalizuje aspekty, jakie były przedmiotem zainteresowania dziennikarza – „(…) Senator-Rektor historykiem wybitnym jest i żaden profan nie będzie go o jakieś tam podróże, języki, dublowane godziny czy łączenie zniżki pensum i dodatku funkcyjnego z dodatkowym zatrudnieniem albo nadgodzinami pytał. Panie Łoziński! Czytaj Pan Orwella uważnie. Nowe wraca.(…)”

Szczególnie interesujące są opisy sporu z kierownictwem uczelni, głównie z Rektorem Massalskim, gdzie udział bierze, co najmniej, kilkanaście osób, w tym policja, prokuratura i Sąd Rejonowy, a następnie Sąd Okręgowy w Kielcach. Z tych i innych jeszcze relacji zarysowuje się obraz środowiska kieleckiej nauki niespecjalnie budujący. Mowa przede wszystkim o Akademii Świętokrzyskiej pod zarządem Rektora Adama Massalskiego. Sprawy poruszane zarówno przez Krzysztofa Łozińskiego, jak i dr Waldemara Korczyńskiego sięgają korzeniami kilka lat wstecz, a niektóre nawet kilkanaście i więcej, ponieważ dotyczą dorobku naukowego i przeszłości niektórych pracowników naukowych AŚ.

Z biegiem czasu pojawiać się zaczęły następne, bulwersujące informacje. Kolejne aresztowania pracowników uczelni, też oskarżanych o łapówki. Ostatnio podaną informację o AŚ opublikowała już chyba tylko lokalna prasa. W kieleckim Echu Dnia ukazał się właśnie artykuł o sytuacji studentów jednego z wydziałów w AŚ, którym grozi unieważnienie dyplomów wydanych bez stosownych uprawnień do prowadzenia kierunku studiów. Według gazety, pięć lat studiów poszło na marne. Pięć lat, czyli za panowania Rektora Massalskiego.

Nie wiadomo, z jakiej przyczyny ta akurat informacja została potraktowana po macoszemu, zarówno przez media ogólnopolskie, jak i regionalne. Zupełnie na odwrót, niż w przypadku wcześniejszych kilku informacji o korupcyjnych aferach z udziałem pracowników naukowych AŚ.

Trudno byłoby przypuszczać, że blokada informacji krajowej spowodowana była osobą senatora Adama Massalskiego, który kierował uczelnią, gdy ruszał wydział o niejasnym statusie. Nic też nie może mieć do rzeczy fakt zatrudnienia w Radzie Nadzorczej Radia Kielce oraz w regionalnym ośrodku TVP Kielce członków rodziny senatora. Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem braku wiadomości, dość istotnych dla wielu osób, pozostaje po prostu niedoinformowanie niektórych mediów.

Akademia Świętokrzyska, poza tymi przypadkami, ma też ambicje. Pragnie bardzo intensywnie zostać uczelnią o statusie Uniwersytetu. Brak kadry naukowej, wymaganej przy uzyskaniu takiego statusu, nie był jakąś specjalną przeszkodą, liczono bowiem na szybkie uzupełnienie składu wymaganego prawem.

W lutym 2006 roku zawiązany został komitet na rzecz utworzenia Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, a przewodniczącym został minister Przemysław Gosiewski. Mając na względzie sukcesy w budowaniu dla superekspresów dworców kolejowych w stepie szerokim, ta inicjatywa również zdaje się mieć ogromne szanse powodzenia.

Plany uniwersyteckie snuje też druga kielecka uczelnia, Politechnika Świętokrzyska. Już znacznie wcześniej, przed laty, narodziły się plany o stworzeniu w Kielcach uniwersytetu. Wówczas koncepcja zakładała połączenie poprzedniczki Akademii, WSP z Politechniką. Teraz komitet nie wyraża wprost takich zamierzeń, przynajmniej w wypowiedziach rektorów obu uczelni. Politycy, jak to politycy, plany snują różne.

Jak wskazano wcześniej, Alicja Adamczak jest pracownikiem naukowym Politechniki Świętokrzyskiej. Dziekanem jednego z wydziałów jest prof. Stanisław Adamczak, małżonek pani doktor. Kontakty pracowników naukowych dwóch uczelni w jednym mieście są czymś naturalnym. Niekoniecznie zaraz kontaktów serdecznych, ale choćby czysto naukowych.

Zwłaszcza, gdy w grę wchodzi wspólny interes utworzenia, na bazie dwóch uczelni – Akademii Świętokrzyskiej i Politechniki Świętokrzyskiej - zagłębia uniwersyteckiego. Jak do tego wszystkiego dodać jeszcze plany ministra Gosiewskiego, po udanej akcji z Włoszczową, wybudowania teraz lotniska międzynarodowego gdzieś w sąsiedztwie, to mozaika osób i zdarzeń układa się ciekawie.

W momencie powoływania Alicji Adamczak na Prezesa UP RP, Przemysław Gosiewski był szefem klubu PiS. Czy wiceszef, Marek Kuchciński, powiadomił go o sytuacji z sądowymi historiami Urzędu Patentowego, nie wiadomo. Wiadomo za to, że z całą pewnością Kazimierz Marcinkiewicz powinien od swoich pracowników otrzymać, kierowane do niego imiennie, informacje wraz z kopią wyroku sądowego.

Tu więc o nieświadomości nie może być mowy. To samo odnosi się do resortu gospodarki i nawet pomylenie przez p.o. dyrektora Stanisława Hebdę wniosku o odpis wyroku z apelacją nie zmienia faktu świadomości, że dzieje się coś niedobrego wokół kandydata na prezesa Urzędu Patentowego RP.

Pośród tych zagadkowych zbiegów okoliczności odnajduje się też trochę śladów harcerskich ścieżek. Instruktorem harcerskim w kieleckim jest Alicja Adamczak. Wykaz dorobku naukowego senatora Massalskiego, z okresu odległego, bo średnio zaawansowanego PRL-u, też wykazuje korzenie właśnie w pismach tamtejszego harcerstwa, ale też i w innych organizacjach ówczesnych, spod znaków zbliżonych do PZPR. Szerzej o tym we wspomnianych artykułach Łozińskiego i Korczyńskiego.

Harcerskie tropy wiodą i do biografii Jacka Piechoty, byłego ministra gospodarki i obecnego kandydata na prezydenta Szczecina. Ale też i do wielu postaci obecnej ekipy partii władzy, choć z „frakcji” harcerskiej, bo z ZHR – jak choćby Konrad Ciesiołkiewicz i Jan Dziedziczak, były i obecny rzecznik rządu, Paweł Poncyliusz, poseł i obecny wiceminister gospodarki oraz Kazimierz Wiatr, senator – obaj z PiS, a także sam szef służby cywilnej, Jan Pastwa.

Czy coś z tego wynika? Zupełnie nic. Podobnie jak nic nie wynika z samego faktu przynależności do jakichkolwiek organizacji w ogóle. Choćby do Stowarzyszenia Ordynacka czy Absolwentów KSAP. Złe języki mogłyby się tu doszukiwać jakichś spiskowych teorii dziejów.

Niepokoić może jednak pozornie niewinny element w tej historii. Urząd Patentowy RP, jak wynika z samej nazwy, zajmuje się rejestrowaniem m.in. wynalazków. W tym i takich, jakie mają znaczenie dla obronności kraju. Przewidziane są procedury w razie wpłynięcia wniosku o rejestrację wynalazku mającego znaczenie dla wojska.

Ta wiedza na ogół w ogóle nie wypływa z Urzędu, ponieważ przejmuje nad nią kontrolę MON. Osoby, mające czuwać nad prawidłowością postępowania i chronić ściśle tajne informacje, powinny być poza wszelkim podejrzeniem o możliwość sprzeniewierzenia się choćby w najmniejszym stopniu prawnym formom działania.
Pozostaje wierzyć, że Radosław Sikorski wie, co robi. Tym bardziej wie specjalista od ujawniania wszelkich nieprawidłowości w strukturach wojskowych, a także im przyległych, Antoni Macierewicz.

Jak racjonalnie wyjaśnić rozwój zaprezentowanych wyżej zdarzeń? Na poziomie parlamentarnych targów stanowiskami o większości sejmowe, da się to jakoś okrywać szyldem z wymownym tytułem „dla dobra Państwa”. Poza parlamentem takie wyjaśnienia byłyby cokolwiek ryzykowne. Może więc chodzi o tajemnicę ze względu bezpieczeństwa państwa?

Stąd brać się może jedyna sensowna odpowiedź, którą jest głucha cisza.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (5):

Panie Filipowicz wszystko OK

...
~obiektyw 2006-11-10 14:15:23


WŁAŚNIE NA TVP był

...
~kiedy ?!?!?! 2006-11-09 13:58:06


komunistyczne sądy i

...
~alfa 2006-11-09 13:35:45





Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę