Dodawanie komentarza

Do tematu: Demokracja w kropeczki

Demokracja w kropeczki

Witold Filipowicz | 2006-04-29 17:37:44

Szykuje nam się śledztwo wszechczasów. Resort sprawiedliwości rozważa wszczęcie postępowań wyjaśniających w sprawie sieci hipermarketów.

"Jest wiele symptomów, że w >>Biedronkach<< działała zaplanowana machina niemal niewolniczej pracy - mówi Ziobro. - Są korporacje, których jedynym celem jest zysk, a prawa człowieka są w nich nieważne. Nie możemy pozwolić, żeby Polska była traktowana jak kraj trzeciego świata. Poleciłem też, żeby wszystkie czynności zostały wykonane jak najszybciej." - WP - -10 kwietnia 2006 r.

Oszacowano, w przybliżeniu, że może to wymagać przesłuchania około dwudziestu tysięcy pracowników. Skąd to nagłe zainteresowanie prawami pracowniczymi resortu sprawiedliwości, takiego rozmachu, a przede wszystkim, dlaczego akurat tego podmiotu i tylko tego, nie wiadomo.
To znaczy, owszem, można się domyślać. Przesłanką takiego szczególnego zainteresowania jest prawdopodobnie kilkuletnie, cyklicznie przez media nagłaśnianie drastycznego naruszania praw człowieka. Być może też i taki niuans, że historia pod względem medialnym dojrzała do równie medialnej interwencji władz.

Tak szczególna kampania medialna i szczególne zainteresowanie władzy publicznej może sugerować, że to tylko tam właśnie naruszane są prawa pracownicze, podczas gdy inne obszary zatrudnienia wolne są od prezentowanych przykładów patologii.
Wiadomo powszechnie, że taki pogląd byłby z gruntu fałszywy. Choćby na podstawie przewijających się, incydentalnie niestety, doniesień o warunkach pracy w innych sieciach handlowych, a także, jeszcze rzadziej, w innych obszarach zatrudnienia.

Może więc chodzi o skalę naruszeń praw pracowniczych? Ale czy można stosować tego rodzaju kryteria przy ocenie i sposobach piętnowania zjawisk dyskryminacji, mobbingu, naruszenia godności osobistej czy poniżającego wykorzystywania?

Szeroko pojmowana sfera praw człowieka powinna być chroniona w jednakowy sposób, bez względu na skalę zjawiska. Stąd dziwi nieco taka ochrona, która sprawia wrażenie działania wybiórczego, przywodząc na myśl podejrzenie o jakieś nieczytelne intencje tych, którzy zdają się kierować nie problemem jako takim, lecz skalą bądź podmiotem, którego to dotyczy.

Jeszcze większe zdumienie może budzić w tym kontekście fakt niemal absolutnego milczenia o identycznych zjawiskach w innych obszarach zatrudnienia. Czymś nienaturalnie wyjątkowym są informacje o przejawach nagannego postępowania pracodawców państwowych. Szczególnie w odniesieniu do tzw. pracodawców w urzędach administracji publicznej. Czyżby w tym obszarze stosunków pracy wszystko funkcjonowało tak idealnie, że nie ma o czym pisać, nie ma o czym mówić?

Wystarczy nawet pobieżnie przejrzeć fora internetowe czy wypowiedzi - anonimowe, rzecz jasna - pod artykułami dotyczącymi funkcjonowania administracji publicznej, by skonstatować, że i tu problemy pracowników niczym się nie różnią od problemów pracowników hipermarketów czy innych podmiotów gospodarczych.

Tymczasem sprawy z zakresu stosunków pracy, różnych patologii, mobbingu, dyskryminacji, a wreszcie i spraw sądowych na tym tle, jeśli dotyczą administracji publicznej, to pojawiają się niczym komety, o ile w ogóle przedostają się do wiadomości społeczeństwa.

Dlaczego tak się dzieje? Skąd bierze się takie zainteresowanie jedna stroną, przy jednoczesnym, zupełnym niemal milczeniu wobec innych sfer?
Ta zastanawiająca dysproporcja w stopniu zainteresowania dotyczy zarówno władzy publicznej, jak i mediów. Szczególnie tych mediów, które dzięki wysokim nakładom w dystrybucji informacji na skalę ogólnokrajową kształtują stan świadomości społeczeństwa.

W zasadzie, z nielicznymi wyjątkami, tylko w serwisach internetowych przewijają się informacje o patologicznych układach w urzędach administracji publicznej. Szczególnie w zakresie sposobów zatrudniania czy też pozbywania się pracowników. Przy okazji tego typu informacji pojawiają się dziesiątki, czasem setki wypowiedzi, które malują obraz wyjątkowo ponury. Kraj układów, sitw, związków rodzinnych i towarzyskich, mobbingu, dyskryminacji, łamania nie tylko przepisów prawa pracy. Sygnalizowane są też takie zdarzenia, że naturalną koleją rzeczy byłoby szczególne zainteresowanie prokuratury.

Zupełnie tajemniczo wygląda milczenie mediów w przypadku spraw sądowych na tle prawa pracy, gdy dotyczy to urzędów administracji publicznej. A że takie procesy mają miejsce, nie trzeba chyba nikogo przekonywać.

W raporcie NIK z 2005 roku, pośród wielu informacji świadczących o fatalnym stanie służby cywilnej, zawarte są też informacje właśnie o sporach przed sądami pracy. Elementem wspólnym tych procesów sądowych są bezprawne poczynania kierownictw urzędów administracji. Wyroki przyznające odszkodowania dla pracowników potraktowanych z ewidentnymi naruszeniami prawa, dowodzą bezprawności działania urzędników państwowych, najczęściej wysokich szczebli. Nie są to jedyne sprawy, o których wspomina raport NIK.

Dlaczego więc media, tak szeroko i czasem wręcz zastanawiająco uporczywie nagłaśniając jedne przypadki, zachowują niemal doskonałe milczenie, gdy rzecz dotyczy administracji? Niewiedza czy nakaz? Brak profesjonalizmu, nierzetelność czy po prostu dyspozycyjność?

Czy chodzi o to, że prywatnemu właścicielowi łatwo i bezpiecznie jest przyłożyć, a przy tym tworzyć wrażenie walki o prawa pracownicze, prawa człowieka?

W każdym przypadku łamania prawa, bez względu na podmiot, którego to dotyczy, powinna następować interwencja władzy publicznej. Z kolei media, podlegające wszak przepisom prawa prasowego, nie tylko mogą czy powinny, ale wręcz mają obowiązek - w interesie społecznym - ujawniać wszelkie nieprawidłowości. W tym również, a może nawet szczególnie nieprawidłowości w sferze życia publicznego.

Sprawy sądowe z zakresu prawa pracy, gdy dotyczą administracji publicznej, mają wszak co najmniej podwójny wymiar. Zarówno w płaszczyźnie praw pracowniczych, jak i przejrzystości życia publicznego.

Prywatny właściciel, choćby przykładowych sieci handlowych, może odpowiadać w zasadzie tylko w sferze naruszeń przepisów prawa pracy. Oczywiście, może to też rodzić odpowiedzialność z sferze prawa cywilnego, a nawet karnego.

Dokładnie to samo odnosi się do tzw. pracodawcy w urzędach administracji publicznej. Ale dochodzi tu jeszcze jeden niezwykle istotny element - odpowiedzialność funkcjonariusza publicznego za działania niezgodne z prawem. Zatem przy tej samej wadze spraw naruszeń praw pracowniczych odpowiedzialność pracodawcy kształtuje się jednak zupełnie inaczej.

Właściciel podmiotu gospodarczego działa we własnym imieniu i na swój rachunek, ponosząc ewentualną odpowiedzialność osobiście. Pracodawca, będący jednocześnie funkcjonariuszem publicznym, działa de facto w imieniu państwa i na rachunek państwa, zatem konsekwencje łamania prawa powinny być wyciągane w znacznie szerszym zakresie. Zwłaszcza w obszarze konstytucyjnego tworu zwanego korpusem służby cywilnej, powołanego do wykonywania zadań państwa.

Tymczasem tak media, jak i władza publiczna zdają się przyjmować postawę, jakby problem tego obszaru w ogóle nie istniał.

Szefowie sieci handlowych jawią się - dzięki mediom - jako synonim krwiopijców i nadzorców współczesnego niewolnictwa. Wobec ujawnianych i potwierdzonych faktów obraz ten wydaje się prawdziwy. Dlaczego jednak prawa pracownicze w obszarze administracji publicznej są jednocześnie przez te same media tak konsekwentnie przemilczane? Szczególnie te zdarzenia, w tym i z wokand sądowych, które nasuwają podejrzenia o zjawiskach kumoterstwa czy nepotyzmu, czyli mówiąc wprost - korupcji?

Wykorzystywanie stanowisk służbowych dla własnych celów, czy to w procederach zatrudniania, czy też przeciwnie, pozbywania się osób niewygodnych - bez żadnych racjonalnych przesłanek, jest oczywistym działaniem sprzecznym z interesem państwa i ma wymowę budowania prywatnych folwarków w urzędach państwowych. Konsekwencje tego są potem często ukazywane jako skutek, gdy opinia publiczna dowiaduje się o gigantycznych aferach korupcyjnych. Ale źródeł tych patologii zdaje się nikt nie dostrzegać.

Komu zależy i z jakich powodów na ukrywaniu przed społeczeństwem przejawów tego rodzaju nieprawidłowości w aparacie wykonawczym państwa?

Interesującym przyczynkiem do jawności i przejrzystości życia publicznego jest zjawisko obejmowania stanowisk rzeczników prasowych w urzędach administracji państwowej przez byłych dziennikarzy. I to tych, którzy wcześniej zajmowali się m.in. ujawnianiem nieprawidłowości właśnie w działaniach władzy publicznej. Poprzedniej władzy.
Teraz zaś wygląda na to, że ich wcześniejsze wojenki nagle utknęły w martwym punkcie. Nie znajdują dalszego ciągu sprawy, które bynajmniej się nie zakończyły wraz z odejściem poprzedniej ekipy.

Co ciekawsze, urzędnicy w jakiś sposób wiązani z poprzednio ujawnianymi historiami, nadal pracują sobie spokojnie, niewykluczone, że z tymi, którzy ich poprzednio opisywali.

Zupełnie jakby znajdowało potwierdzenie porzekadło, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Rzecz w tym, że każda władza kiedyś odchodzi, a następna buduje swoje własne gabinety z własnymi ludźmi. Co wówczas z obecnymi prominentami? Można, oczywiście, powrócić do swoich zajęć sprzed prosperity. I tak się często dzieje, ale czy w przypadku na przykład dziennikarza jego wiarygodność pozostanie bez uszczerbku, to już inna kwestia.

Póki co, wygląda na to, że ochrona reguły demokratycznego państwa prawnego, urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej pozostanie w łapkach sympatycznego chrząszcza w kropeczki.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (21):

A gdzie

...
~Biedronka 2006-05-25 23:44:22


kurcze nie wiedziałem [3]

...
~cygan m.brzostek 2006-04-30 16:54:53


właśnie jest super [1]

...
~MONIKA MONIKA 2006-04-30 10:21:43


a co z rodakami płacącymi [1]

...
~Bernard 2006-04-30 02:26:06


jeżeli ktoś ma silne nerwy

...
~naico 2006-04-30 02:20:45


dlaczego musimy [2]

...
~vqjpHIctQOMP 2006-04-30 02:08:10


szkoda [1]

...
~Tom 2006-04-29 18:56:27





Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę