Dodawanie komentarza

Do tematu: Zarabiać? Tak... ale nie w rodzimym kraju!

Zarabiać? Tak... ale nie w rodzimym kraju!

Halina Bińczak, Piotr Adamowicz, Robert
Horbaczewski,Grażyna Rakowicz: Rzeczpospolita | 2004-02-08 16:33:43

Ponad pół miliona osób co roku wyjeżdża z Polski do pracy. Jadą najczęściej na dwa-trzy miesiące, głównie do Niemiec, USA i Włoch. Zarobione "na saksach" ponad dwa miliardy euro rocznie Polacy wydają głównie w kraju rodzinnym. Te pieniądze mają spore znaczenie i dla sytuacji finansowej rodzin emigrantów, i dla naszej gospodarki. Wyjazdy za pracą zmniejszają bezrobocie w Polsce.

Wprawdzie wyjazdów "na saksy" nikt nie rejestruje, ale według spisu powszechnego w połowie 2002 roku dłużej niż dwa miesiące przebywało za granicą ponad 786 tys. osób, w tym 80 proc. dłużej niż rok. Jeśli uwzględnić tylko ludzi w wieku produkcyjnym (15 - 64 lata), to dłużej niż dwa miesiące za granicą przebywało wówczas ponad 690 tys. osób, a 546 tysięcy z nich - ponad rok. Tych właśnie ludzi GUS uznaje za emigrantów zarobkowych. Można więc uznać, że na każdych 20 pracujących w kraju Polaków przypada jeden zarabiający za granicą. Wprawdzie część wyjeżdżających "na saksy" ma pracę w kraju (za granicę jeżdżą podczas urlopów), ale przeważają wśród nich osoby zarejestrowane jako bezrobotni. Dla nich taki wyjazd to często jedyna szansa znalezienia zajęcia - nawet jeśli to praca na czarno - i poprawy bytu.

Według szacunków prof. Antoniego Rajkiewicza z Uniwersytetu Warszawskiego w 1999 roku spośród 500 - 550 tys. osób wyjeżdżających za granicę do pracy (głównie sezonowej), legalnie zatrudnionych było około 350 tys.

Dwie trzecie dla rodziny

Dziś nikt, nawet GUS i NBP, nie bada ile pieniędzy przywożą emigranci. Według wyliczeń Edwarda Marka z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych (szacunki dotyczą wyjazdów do Niemiec w 1998 r.), statystyczny Polak wyjeżdżający do pracy dwie trzecie uzyskanych zarobków przekazywał do kraju. Założywszy - w bardzo dużym uproszczeniu - że polski emigrant zarabia średnio 500 euro miesięcznie (to mniej niż płaca minimalna we wszystkich krajach UE prócz Portugalii) i że 550 tys. osób przebywało poza krajem ponad rok, dawałoby to 3,3 mld euro łącznego ich zarobku. Przekazanie dwóch trzecich tej kwoty do kraju oznaczałoby coroczny przypływ co najmniej 2,2 mld euro.


Górka w Europie
Górka, wieś w powiecie hrubieszowskim na Lubelszczyźnie, leży na bardzo żyznych ziemiach. Jednak podstawą utrzymania jej mieszkańców nie są dochody z pracy na roli, ale z wyjazdów za granicę. Na około 60 gospodarstw (150 dorosłych mieszkańców wioski) za granicą systematycznie pracuje kilkanaście rodzin. Co najmniej drugie tyle wyjeżdża sezonowo na 3 - 4 miesiące. Najczęściej do Holandii (praca w szklarni), Szwecji (zbiór truskawek), Niemiec (praca w gospodarstwie rolnym i opieka nad dziećmi), Szwajcarii (drobne prace remontowe) i Włoch (opieka na starszymi osobami). Żniwami na polach osób wyjeżdżających zajmują się Ukraińcy, którym średnio płaci się 30 zł za dzień. Zagraniczna dniówka mieszkańców Górki to 150 - 300 złotych.

Można w przybliżeniu wyliczyć, ile pieniędzy przekazują np. marynarze. Według stawek ITF ich miesięczne wynagrodzenie wynosi od 859 USD (catering boy) do ponad 6000 USD (kapitan dowodzący statkiem specjalistycznym). Część marynarzy, zatrudnianych przez armatorów niehonorujących układów zbiorowych ITF, dostaje mniejsze stawki. Przyjmuje się, że przeciętnie marynarz spędza w morzu osiem miesięcy w roku, choć niektórzy pracują pół roku. U zagranicznych armatorów pływa ich ok. 35 tysięcy, z czego jedna trzecia to oficerowie. Tak więc - ostrożnie szacując - przekazują oni rocznie do kraju ok. 350 mln USD (ponad 290 mln euro).

Według prof. Antoniego Rajkiewicza, w 1999 roku wartość kwot przesłanych do kraju przez emigrantów zarobkowych można było szacować na miliard dolarów.

Trzy sposoby

Pieniądze od emigrantów trafiają do kraju na trzy różne sposoby. Przez banki wpływają jako "wynagrodzenia pracowników" (przez trzy kwartały 2003 r. było to 233 mln euro) oraz jako część "bieżących transferów prywatnych". Te tra, jaką ich część stanowiły zarobki.

Trzeci sposób - w przypadku wyjazdów zarobkowych na krótko chyba najpopularniejszy - wiedzie przez portfel emigranta do kantoru. W 2002 r. w kantorach i kasach walutowych banków skupiono 4128 mln USD więcej, niż sprzedano. Przez jedenaście miesięcy 2003 r. tę różnica obliczono na 6748 mln USD. Najwięcej walut (748 mln USD, czyli 10,5 proc. ogólnej kwoty) skupiono na terenie okręgowego oddziału NBP w Rzeszowie.

Wprawdzie część trafiających do kantorów pieniędzy wymieniają turyści i cudzoziemcy przyjeżdżający do Polski na zakupy, ale można przyjąć, że skup walut jest większy w województwach przygranicznych i tych, z których wiele osób wyjeżdża do pracy. W "emigracyjnym" woj. opolskim (1,1 mln mieszkańców) skupiono 218 mln USD, a w łódzkim (2,7 mln mieszkańców) - 183,7 mln. W liczącym prawie 5 mln ludzi woj. mazowieckim walut skupuje się mniej niż w podlaskim, które ma tylko 1,2 mln mieszkańców, ale dużo emigrantów.

Na własną rękę albo z urzędem

W 2002 r. legalne zatrudnienie za granicą znalazło, według danych resortu gospodarki i pracy, prawie 306 tys. osób, przede wszystkim (295 tys.) przy pracach sezonowych. Do urzędów pracy trafiają również oferty na 9 - 12 miesięcy, głównie z Niemiec, Francji, Hiszpanii, Wielkiej Brytanii, Irlandii. Najczęściej to praca w hotelach i restauracjach.

- Długoterminowe oferty cieszą się dużym zainteresowaniem. Ale niewielu chętnych spełnia wszystkie kryteria, bardzo trudno jest przejść przez rozmowy kwalifikacyjne - mówi Anna Mychlewicz z WUP w Toruniu.

Poszukujący zajęcia na własną rękę korzystają zazwyczaj z informacji krewnych czy znajomych, którzy mają już za granicą "swojego" pracodawcę. W woj. kujawsko-pomorskim na przykład, według ocen tamtejszego WUP, w 2003 roku znalazło tak pracę prawie 13 tys. osób. W tym województwie jest zresztą mało zarobkowych emigrantów. Przodują w tej dziedzinie opolskie, podlaskie i podkarpackie. Z terenów Opolszczyzny przez znaczną część roku za granicą pracuje około stu tysięcy osób. Są to przede wszystkim autochtoni - większość z nich ma niemieckie obywatelstwo i w UE można ich legalnie zatrudniać.

Z badań Romualda Jończy z Uniwersytetu Opolskiego wynika, że ponad jedna trzecia ludności województwa w wieku produkcyjnym pracuje za granicą, w większości w Unii Europejskiej. Latem zarobkowych emigrantów jest 7 - 10 razy więcej niż zimą.

Z poszczególnych regionów kraju jeździ się zazwyczaj do tych samych miejsc. Z Małopolski i Podkarpacia - głównie do USA, z Siemiatycz - do Belgii, z niewielkiej wioski Górki w Hrubieszowskiem - do Holandii. Z całego kraju natomiast - do Niemiec, USA i do Włoch.

Opolskie - przypadek szczególny

Opolszczyzna to region, gdzie jest nasilenie emigracji zarobkowej i gdzie najwięcej wiadomo o finansowych jej efektach. Jak wylicza Romuald Jończy, przekazy zarobków do województwa można szacować na 1,2 mld zł rocznie. Z tych pieniędzy około 180 mln lokowano w krajowych bankach, a resztą wydano.

Jończy zwraca uwagę, że w 2001 roku uwzględnienie tych pieniędzy oznaczało zwiększenie dochodu na osobę w gospodarstwie domowym z 630 do 840 złotych miesięcznie. Powodowało też awans Opolskiego z 10. na 1. miejsce w kraju, i to na poziom aż o ponad 30 proc. wyższy od średniej krajowej wynoszącej wtedy 644 zł.

Szacunki transferów bywają wyższe. Według Brunona Kossaka, przewodniczącego klubu radnych Mniejszość Niemiecka sejmiku wojewódzkiego, emigranci zarobkowi przywożą rocznie około miliarda euro. - Te pieniądze widać nie tylko w pięknych domach i dobrych samochodach. Dzięki nim istnieją jeszcze u nas handel i usługi. Mniej pozytywnym skutkiem są dość wysokie ceny niektórych dóbr konsumpcyjnych - ocenia Kossak.

Ostrożniejszy w szacunkach jest Roland Kulig, dyrektor Izby Gospodarczej w Opolskiem. - Do województwa rocznie wpływa około 700 mln euro. Większość tych pieniędzy wydaje się na konsumpcję. Ale ludzie wiedzą, że po wejściu nowych krajów do UE rynek pracy skurczy się, więc coraz częściej zaoszczędzone środki przeznaczają na rozpoczynanie własnej działalności gospodarczej w rodzinnych stronach - mówi Kulig.

Na "saksach" Opolszczyzna zarabia też pośrednio - z obsługi wyjeżdżających żyje kilkadziesiąt biur pośrednictwa pracy oraz liczne firmy przewozowe.

Bilans płatniczy i rodzinny

Pieniądze od emigrantów liczą się w bilansie płatniczym kraju. Gdyby nie kwota ponad 2 mld euro (tak oszacowaliśmy wartość przekazów), deficyt na rachunku bieżącym bilansu płatniczego byłby wyższy o dwie trzecie (w 2003 r. wyniósł 3,5 mld euro).

Te pieniądze liczą się także w budżetach gospodarstw domowych, bo stanowią około 4 proc. wszystkich zarobków Polaków. Przyjmując, że każdy z emigrantów przekazuje do Polski około 4000 euro (czyli ok. 17 600 zł według ubiegłorocznego kursu), musi to mieć wpływ na sytuację ich rodzin, choć zapewne nie tak znaczny jak na Opolszczyźnie. Z "Diagnozy Społecznej 2003" wynika, że z pomocy rodziny z zagranicy korzystało w lipcu ubiegłego roku 4,16 proc. gospodarstw domowych. Czyli niemal 1,6 mln osób - ponad 4 procent mieszkańców Polski - w jakimś stopniu utrzymuje się dzięki zarobkowym wyjazdom za granicę.

więcej w dzisiejszym wydaniu Rzeczpospolitej.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (0):




Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę