Dodawanie komentarza

Do tematu: Jak to działa?

Jak to działa?

[url]http://galba.blox.pl[.]galba.blox.pl[/url]/r.w. | 2006-03-02 19:30:20

W środowy wieczór (1.03.06) Telewizja Polska (Dwójka) nadała audycję z cyklu "Konfrontacja". Autor programu, znany i kontrowersyjny reporter-dokumentalista Sylwester Latkowski postanowił "wziąć na warsztat" temat dziennikarskiej niezależności, prawdomówności, obiektywizmu, odporności na mody intelektualne oraz kontaktów ze służbami specjalnymi.

Niestety ograniczony czas programu (telewizja publiczna ważnym tematom poświęca mało miejsca gdyż musi wygospodarować wystarczająco dużo czasu dla służących realizacji jej misji seriali klasy C nie pozwolił na głębszą, wychodzącą poza ślizganie się po powierzchni, analizę niepokojąco słabej kondycji moralnej naszych mediów. Zaproszeni goście (Rafał Ziemkiewicz, Tomasz Wołek, Jacek Kurski oraz dziennikarze reprezentujący Gazetę Polską, Gazetę Wyborczą , Ozon i Wprost) z racji wąskich ram czasowych ograniczyli się właściwie wyłącznie do przytaczania kolejnych, mniej lub bardziej znanych, faktów obnażających mit o niezależności i uczciwości głównych polskich mediów (właściwie tylko reprezentant GW nie miał nic do powiedzenia w tym temacie).

Dla porządku przedstawię, w wersji skróconej, owe "wpadki" dziennikarskie: (1) pierwszym opisywanym przypadkiem medialnej nieuczciwości było zdjęcie z emisji materiału Faktów TVN, który stawiał w złym (ale zasłużonym) świetle pełny faryzejskiej obłudy atak sztabu Donalda Tuska na sztab Lecha Kaczyńskiego (sprawa nieprawdziwych twierdzeń DT w sprawie dziadka). Inne to m.in.: (2) zdjęcie kilku materiałów oraz całych programów w TVP z obawy, że mogą zaszkodzić "naszemu kandydatowi" (DT), (3) telefony z Pałacu Prezydenckiego (A.Kwaśniewski) blokujące emisję (TVN) materiału dotyczącego związków pani prezydentowej z biznesmenami Kuną i Żaglem, (4) tajemnicze naciski na pewne radio i pewną telewizję, które w efekcie wycofały się ze współpracy z tygodnikiem Wprost nad tekstami dotyczącymi mafii paliwowej, (5) dziennikarze jednego z wiodących tygodników przychodzący do prokuratora i przedstawiający mu tajny stenogram przesłuchania jednego ze znanych przestępców, który w sposób bezpodstawny (co udowodniło dalsze dochodzenie) oskarża owego prokuratora o korupcję - dziennikarze ci z uśmiechem stwierdzają: my to panu oddamy ale od tej chwili będzie pan z nami ściśle współpracować... Itd.

Bardzo ciekawy wątek poruszyła reprezentująca tygodnik Ozon Anita Gargas. Otóż wg niej (jest to zresztą powszechne odczucie) istnieje coś takiego jak "układ mediów powiązanych z warszawskim salonem", który nie dopuszcza do szerszej publikacji niewygodnych dla tego salonu informacji. Jeśli jakieś medium ośmiela się takie informacje zamieszczać jest ono albo traktowane jak śmiertelny wróg albo jest całkowicie ignorowane (wg zasady - gdy my czegoś nie powiemy to nasz czytelnik się tego nie dowie... a przecież o to chodzi). W tym kontekście pani redaktor poruszyła między innymi problem publikacji Ozonu na temat agenturalnej przeszłości grupy osób uznawanych dziś za gwiazdy dziennikarstwa - mimo, iż tygodnik ujawnił wątpliwą moralnie przeszłość kilku osób do dziś publikujących na pierwszych stronach największych dzienników media głównego nurtu problem całkowicie zignorowały. Tu pojawia się zagadnienie zupełnie pominięte w dyskusji a jednak posiadające fundamentalne znaczenie - konieczność lustracji środowiska dziennikarskiego. Nie od dziś wiadomo, że dziennikarze byli najgęściej naszpikowaną donosicielami grupą zawodową w PRL (niektórzy naukowcy z IPN twierdzą, iż co trzeci dziennikarz donosił na kolegów). Moim zdaniem prawda o przeszłości żurnalistów powinna być powszechnie dostępna - dla przeciętnego Kowalskiego nie powinno mieć większego znaczenia czy piekarz, u którego kupuje bułki współpracował z SB, ale z dziennikarzami rzecz ma się inaczej. Człowiek, który wydaje swoje ciężko zarobione pieniądze na egzemplarz Gazety Wyborczej ma prawo wiedzieć, że piszący z wyżyn Olimpu moralnego autor żarliwej filipiki antylustracyjnej przez wiele lat gorliwie donosił bezpiece na swoich kolegów (L.Maleszka), ma również prawo do wiedzy o tym, że redaktor akceptujący do druku teksty owego dziennikarza oraz opatrujący je pełnymi moralnej wyższości komentarzami (E.Skalski) sam również przekazywał SBecji informacje o ludziach opozycji. Ciekawe zadnie dotyczące związków tzw. dziennikarzy śledczych ze współczesnymi (tym razem) organami bezpieczeństwa wypowiedział autor programu a pozostali uczestnicy milcząco je zaakceptowali: jeśli ktoś opowiada, że zdobył jakieś tajne dokumenty policyjne czy bezpieczniackie to oczywiście nie potknął się o nie na korytarzu tylko przyszedł do niego ktoś z owych służb i mu je najzwyczajniej w świecie dał - twierdzić zatem, że media nie są w jakimś zakresie sterowane przez służby jest zaprzeczaniem oczywistości. Służby mają swoich ulubionych, najbardziej chłonnych dziennikarzy i ci często chodzą w glorii najlepszych "śledczych"...

Na marginesie warto zwrócić uwagę na pewien ton goryczy jaki zaczyna się pojawiać w wypowiedziach pracowników mediów: dziennikarz tygodnika Polityka skarżył się ostatnio na taksówkarza, który dowiedziawszy się kogo wiezie stwierdził, że "wam płacą za to żebyście kłamali". Smutną konstatację na temat społecznego odbioru kondycji mediów zawarli również w swym niedawnym tekście dziennikarze Newsweeka: opisali scenę gdy politycy PIS chwilę po słynnym podpisaniu paktu stabilizacyjnego przestraszyli się, że popełnili wielki błąd, gdy jednak wyszli na ulicę, do zwykłych ludzi, zaczęli zaczepiać ich przechodnie z gratulacjami za "nieuleganie terrorowi mediów"... Społeczna niechęć oraz brak zaufania do tego co przekazują nasze "niezależne" media są faktem. Dziennikarze stający murem po stronie środowisk prawniczych (wyrażających interesy różnej maści kryminalistów) a przeciwko cieszącemu się ogromnym poparciem społecznym programowi zmian w sądownictwie powinni sobie odpowiedzieć na podstawowe pytanie: komu w ten sposób szkodzą? Wydaje się, że głownie samym sobie. Jak wierzyć w czystość intencji dzienników bijących na alarm z racji rzekomego zagrożenia wolności słowa gdy pozostają kompletnie głuche na pogróżki jakie pod adresem małego, lokalnego tygodnika wypowiada ich polityczna ulubienica - poseł J.Pitera ("w dwa dni was zniszczę")? Dlaczego są owe zachłystujące się "wolnością" i tropiące korupcję media zdolne do roztrząsania problemu czy pan Dorn siedemnaście lat temu chciał prowadzić działalność gospodarczą a nie próbują się wziąć za bary z problemem łamania prawa antykorupcyjnego (jeszcze pół roku temu) przez wspomnianą wcześniej panią Piterę? O wykorzystywaniu stanowiska radnej do załatwiania własnych interesów nawet nie wspomnę. Owszem, dziennikarze mogą udawać, że niektórych spraw nie ma… ale niech się potem nie dziwią, że w społecznym odbiorze lokują się gdzieś między złodziejem a prostytutką.

Z innej układowej beczki - przed tygodniem mogliśmy obejrzeć w telewizji fragmenty konferencji prasowej, w której udział wziął znany reżyser Andrzej Wajda. Pan ów spotkał się z przedstawicielami lobby prawniczego i w ich obecności powiedział mniej więcej coś takiego: przechodziłem w pobliżu i postanowiłem wpaść by oświadczyć, że co prawda nie znam się na tym zupełnie ale całym sercem popieram was w walce z reformami wymiaru sprawiedliwości. Po kilku dniach przypomniałem sobie (czy raczej przypomniał mi ktoś o lepszej pamięci) pewne fakty z przeszłości. Rok 1999, posiadłość córki pana Wajdy, w kuchni leży nieprzytomny znajomy gospodyni, pani Karolina zawiadamia policję, biegli zastają pomieszczenie dokładnie wyczyszczone, także na nożu, który tkwił w brzuchu denata (w międzyczasie mężczyzna zmarł) nie zostają odnalezione niczyje odciski palców. Prokuratura umarza śledztwo uznając fakt oczywisty - zmarły popełnił samobójstwo dźgając się nożem w brzuch, następnie dokładnie starł wszystkie ślady w kuchni (ani jednej kropli krwi) oraz dokładnie wyczyścił ów tkwiący w jego brzuchu nóż. Brak udziału osób trzecich (szczególnie córki pana reżysera). To chyba logiczne... Cóż, znając dociekliwość naszych prokuratorów z zapałem wyjaśniających sprawy typu "dlaczego emerytka podała błędny numer NIP w zeznaniu podatkowym" i formułujących w tych sprawach akty oskarżenia trzeba przyznać, że latorośl pana Andrzeja trafiła na wielce wyrozumiałego ( i nie pozbawionego wyobraźni) prokuratora oraz na bardzo zdolnych adwokatów. Nie wiem jak jest z tym u pana reżysera ale ja byłbym korporacji dozgonnie wdzięczny - zwłaszcza, że pewne sprawy przedawniają się bardzo powoli.

No i tak to mniej więcej działa... To oczywiście tylko przykłady z wierzchu tego bajorka, przypuszczalnie im głębiej tym robi się ciekawiej.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (9):

wajda...

...
~smutna 2006-03-04 15:11:07


Długowieczna hybryda [1]

...
~saba 2006-03-03 06:18:02


Ja już to dawno wiedziałem

...
~nie da psa 2006-03-03 05:59:33





Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę