Dodawanie komentarza

Do tematu: Między tronem a ołtarzem

Między tronem a ołtarzem

Stanisław Michalkiewicz/r.u. | 2006-02-24 02:54:01

Okazuje się, że wszystko zależy od etapu. Kiedy w początkach lat 90. trzeba było ugruntować zaprojektowany przy "okrągłym stole" porządek dziobania również w sferze rządu dusz, żydowska gazeta dla Polaków, czyli "Gazeta Wyborcza", a za nią, jak za panią matką, cały Salon, niczym kapitolińskie gęsi podniosły klangor, ostrzegając przed "państwem wyznaniowym" i "ajatollahami". Na tym etapie obowiązywał pogląd o konieczności przyjaznego rozdziału państwa i Kościoła, według modelu wypracowanego przez Wielki Wschód Francji 100 lat temu. Dzięki aktywności tajnych współpracowników (chodzi oczywiście o tajnych współpracowników "Gazety Wyborczej", bo innych przecież nie ma), uplasowanych na strategicznych pozycjach w "Kościele instytucjonalnym", zdezorientowani biskupi całkowicie utracili inicjatywę i odtąd już tylko bojaźliwie akomodują się do wytycznych wydawanych przez grupę "starszych braci" trzymającą władzę nad życiem duchowym polskich tubylców. W myśl tych wytycznych, w konstytucji z 1997 roku przeforsowana została zasada rozdziału Kościoła od państwa, co zostało poprzedzone preambułą opatrzoną inwokacją w duchu pobożności neutralnej światopoglądowo: "Panie Boże, jeśli jesteś, zbaw duszę moją, jeśli ją mam".

Aliści na tym świecie pełnym złości nic nie trwa wiecznie. Zmieniają się również etapy. I o ile na jednym etapie zasada rozdziału Kościoła od państwa nie tylko zaliczana jest do najświętszych pryncypiów, ale również do katalogu "standardów europejskich", o tyle na etapie zmienionym musi być odpowiednio modyfikowana, nie tracąc, rzecz prosta, niczego ze swej pryncypialności. Jak wiadomo, od pewnego czasu trwają wściekłe szturmy na Radio Maryja, które, przełamując monopol "starszych braci", pokazało również polityczną siłę milczącej dotąd większości. Bez obezwładnienia tej siły, bez przywrócenia monopolu "starszych braci" i razwiedki, nie ma szans na przeprowadzenie rekonkwisty ani w zakresie rządu dusz, ani w zakresie okrągłostołowego ładu politycznego. Dotychczasowe szturmy nie przyniosły rezultatów, ale "starsi bracia" nie tracą nadziei, że usuną sobie to szkło z oka rękoma "Kościoła instytucjonalnego". I znów daje o sobie znać mądrość etapu. Żydowska gazeta dla Polaków bardzo życzliwie informuje o ruchach katolików świeckich, które próbują emancypować się spod kurateli biskupów, upatrując w nich zwiastuny "wiosny Kościoła". Wszędzie, tylko nie w Polsce. W Polsce żydowska gazeta dla Polaków zachwala bezwzględne posłuszeństwo duchowieństwa i świeckich "Kościołowi instytucjonalnemu". Trudno się temu dziwić; doświadczenie podpowiada, że łatwiej może pójść z setką biskupów niż z tysiącami księży, a zwłaszcza - z milionami katolików, którzy dzięki Radiu Maryja mogą teraz przemawiać własnym głosem. Oczywiście nie ma rzeczy doskonałych, bo większość biskupów też nie w ciemię bita, rozumie, że za tymi życzliwymi awansami kryje się melancholijna fizys Judasza Iskarioty, ale compatriotes tego niefortunnego apostoła zdobyli sobie jednak w "Kościele instytucjonalnym" niewielki przyczółek. Czy umożliwił to szantaż jakimiś wstydliwymi zakątkami z przeszłości, czy lube złoto - mniejsza z tym. Z tego to przyczółka raz po raz wyprowadzane są kolejne ataki.

Oto w ubiegłym tygodniu tajni współpracownicy "Gazety Wyborczej" w "Kościele instytucjonalnym" ujawnili list, jaki "Prezydium Episkopatu" wystosowało do prowincjała redemptorystów, domagając się, by Radio Maryja zachowało "apolityczność" i przestrzegało "katolickiej nauki społecznej". Dopuściło się bowiem "upolitycznienia" w ten sposób, że powstało "wrażenie", jakby "Kościół" popierał "jedną partię". Domyślam się, że gdyby powstało wrażenie, jakby Kościół popierał "drugą partię", to wszystko byłoby w jak najlepszym porządku. Wygląda na to, że główną winą Radia Maryja jest to, że poparło partię niewłaściwą, tzn. nie tę, w której popieranie zaangażowali się "starsi bracia" i dyrygowany przez nich Salon. Wprawdzie podnoszą się głosy, jakoby "Prezydium Episkopatu" chodziło o to, by Radio Maryja nie popierało żadnej partii i zachowało "apolityczność", ale wydaje się to tak mało prawdopodobne, że aż niewiarygodne. Przede wszystkim dlatego, że przy wielu innych okazjach Episkopat bardzo nalega, by katolicy angażowali się politycznie. Takie polityczne zaangażowanie oznacza opowiedzenie się po stronie albo konkretnego ugrupowania, albo konkretnego kierunku politycznego. W tej sytuacji Radio Maryja i TV Trwam, jako rozgłośnia i stacja telewizyjna służąca katolikom świeckim również w ich politycznym zaangażowaniu, siłą rzeczy "apolityczna" być nie może. Żądanie apolityczności oznaczałoby pozbawienie katolików świeckich możliwości publicznego wyrażania swoich politycznych preferencji, a więc oznaczałoby przywrócenie monopolu mediów inspirowanych przez "starszych braci", ewentualnie - razwiedkę. Spełnienie tej, udrapowanej w ewangeliczny kostium, politycznej koncepcji zepchnęłoby katolików świeckich do roli statystów dyrygowanych przez michnikowszczyznę. Czy naprawdę o to chodzi, czy polityczne zaangażowanie katolików ma polegać na sakryfikowaniu ich w charakterze mięsa armatniego dla politycznych interesów "starszych braci"? Mamy zatem dwie możliwości: albo "Prezydium" wykonuje zadanie zlecone, albo jego list jest jakimś niefortunnym wypadkiem przy pracy.

Co innego JE bp Tadeusz Pieronek. Już od dawna rozmyślał, jakby tu "coś zrobić" z ojcem Tadeuszem Rydzykiem. Wbrew niedawnym przestrogom JE abpa Józefa Życińskiego przed nawiązywaniem niebezpiecznych związków "ołtarza" z "tronem", JE bp Pieronek zasugerował, by "państwo", które w konkordacie udzieliło Kościołowi gwarancji swobodnego wykonywania własnej jurysdykcji, spacyfikowało o.Tadeusza Rydzyka przy pomocy swego aparatu przymusu. Bardzo się to spodobało "Gazecie Wyborczej", która na tym etapie widocznie uważa, że z tym rozdziałem Kościoła od państwa nie należy przesadzać. Podobnie myślał JE abp Antoni Ostrowski, prosząc Fryderyka Wielkiego o dragonów, żeby przy ich pomocy eksmitować proboszcza, który po I rozbiorze wygłaszał kazania pełne nostalgii za Polską, sprzeniewierzając się w ten sposób świętemu nakazowi apolityczności. Czy premier Marcinkiewicz wypożyczy rządowych dragonów biskupowi Pieronkowi, żeby wreszcie mógł zrewanżować się "starszym braciom" za nadymanie i jurgielt? A może by tak znowu zaangażować kapitana Grzegorza Piotrowskiego? W końcu to on kiedyś najlepiej potrafił skonkretyzować enigmatyczne życzenia, żeby "coś zrobić" z księdzem Jerzym Popiełuszko.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (19):

Do Andrzeja z Kalifornii [2]

...
~Jan 2006-02-26 03:42:22


Normalny artykuł o Zydach [1]

...
~................. 2006-02-26 01:52:40


Tego nie da się czytać [4]

...
~fanga 2006-02-25 09:45:59


czytając posty na WP odnośnie

...
~Gośka 2006-02-25 08:39:31


Również wyśmienite reportaże

...
~Dollar 2006-02-25 04:05:13


PiS-meni to troszke

...
~czw 2006-02-24 13:30:33


spoko text !!!

...
~myslacy 2006-02-24 12:28:43


Kolejne słowa uznania dla

...
~Rysiek 2006-02-24 11:26:51


dobrze spotkać kogoś znajomego

...
~krzysiek 2006-02-24 07:28:30





Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę