Dodawanie komentarza

Do tematu: (Nie) odpowiedzialność urzędnika

(Nie) odpowiedzialność urzędnika

Witold Filipowicz/r.w. | 2006-01-09 09:43:57

Aparat administracyjny jest kręgosłupem państwa. Od sprawności jego działania zależy sprawność funkcjonowania całego państwa.
Szczególnie wrażliwym obszarem jest administracja rządowa. Tu bowiem zapadają rozstrzygnięcia, tworzone są akty prawne wykonawcze w zakresie szeroko pojmowanego prawa administracyjnego. Rozporządzenia, ale też wiele decyzji, zapadających na szczeblach administracji rządowej, wywierają często skutki prawne na obszarze całego kraju.


Stąd czymś niezwykle istotnym jest świadomość stopnia odpowiedzialności każdego urzędnika państwowego za sposób wykonywania swoich obowiązków. Cały wachlarz przepisów prawa, adresowanych do urzędnika, dość precyzyjnie powinno opisywać sposób jego postępowania w konkretnych sytuacjach. Począwszy od art. 7 Konstytucji RP poprzez dziesiątki ustaw i rozporządzeń aż po wewnętrzne regulaminy każdego urzędu. Fundamentem sposobów postępowania urzędnika jest kodeks postępowania administracyjnego, gdzie są opisywane procedury, gdy inne akty prawne takich regulacji nie zawierają.

W zależności od konkretnej materii, ustanawiane są różne terminy załatwiania konkretnych spraw, wykonywania konkretnych czynności w określonym czasie. Na przykład udzielenie lub odmowa udzielenia informacji publicznej musi nastąpić w ciągu 14 dni od wpłynięcia wniosku do urzędu. Wydawanie decyzji, regulowane jest również przepisami prawa, a terminy zależne są od materii, jaka wchodzi w grę w konkretnej sprawie.

Każdy urzędnik musi mieć świadomość, że w tysiącach przypadków jego decyzja może mieć znaczenie fundamentalne dla konkretnej sprawy ale i dla szeregu spraw powiązanych. Tak na przykład dzieje się w obszarze inwestycji, gdzie jedna decyzja uruchamia lub tez wstrzymuje cały łańcuch zdarzeń, co z kolei przekłada się na sytuację prawną i faktyczną szeregu przedsiębiorstw, dziesiątków podmiotów gospodarczych, setek osób.

Każde nieuzasadnione przekroczenie przez urzędnika terminu do załatwienia sprawy, jest niedopełnieniem obowiązków. Powinno to wywoływać wobec urzędnika, w każdym przypadku, określone konsekwencje, których waga zależna jest od stopnia winy i wywołanej zaniechaniem szkody. A szkoda występuje w takim przypadku zawsze. Poczynając od wywoływania w świadomości społecznej przeświadczenia o słabości państwa, po realne, materialne szkody, choćby w postaci utraty prawa do dotacji w programach integracyjnych.

Przyczyny powstrzymywania się od podejmowania decyzji bywają różne. Od absolutnego lekceważenia swoich obowiązków, lekceważenia prawa, obywatela i państwa, po celowe zaniechania z przyczyn nierzadko politycznych. Najczęściej do takich zaniechań dochodzi w sytuacjach zmian na szczeblach władzy, a już niemal regułą jest przyśpieszanie jednych decyzji, a wyhamowywanie innych w sytuacji zmian opcji politycznych. Urzędnik bardzo często powstrzymuje się od załatwiania spraw zgodnie w określonymi przepisami albo wiedząc, że będzie to niemile widziane przez władzę zwierzchnią, albo też w sposób nieformalny dostaje wytyczne określonego postępowania.

Niezależnie jednak od przyczyn, najczęściej pozamerytorycznych, każde zaniechanie urzędnika jest co najmniej niedopełnieniem obowiązków i powinno wywoływać negatywne skutki dla samego urzędnika, jak i niejednokrotnie dla jego przełożonego. Przede wszystkim konsekwencje służbowe i dyscyplinarne, ale też i nierzadko konsekwencje karne lub na płaszczyźnie kodeksu cywilnego o odpowiedzialności za szkody spowodowane przez błędne działanie organu administracyjnego.

Ale czy widział ktoś kiedykolwiek jakiegokolwiek urzędnika państwowego, ukaranego indywidualnie za zaniedbania swoich obowiązków? Bardzo rzadkim przypadkiem jest nałożenie grzywny na urząd, w którym konkretny urzędnik nie wykonał czegoś, co miał obowiązek wykonać.

Administracja ma cały wachlarz środków, którymi potrafi nadzwyczaj sprawnie operować, by tempo prac niepożądanych spowolnić aż do zatrzymania zupełnego. Poczynając od ustawicznego żądania coraz to nowych dokumentów, często bez żadnej podstawy prawnej. Albo wykorzystywanie regulacji prawnych konstrukcyjnie dających de facto taki luz, że urzędnik może sobie lawirować całymi miesiącami, nim załatwi sprawę lub postępowanie stanie się bezprzedmiotowe.

Pierwszym z brzegu przykładem są przepisy art. 33-37 Kpa. Maksymalny dwumiesięczny termin załatwienia sprawy można przedłużyć choćby poprzez pozorowanie konieczności ustaleń z innym urzędem. Można też pod koniec owego dwumiesięcznego okresu zawiadomić stronę, że termin załatwienia sprawy z przyczyn niedotyczących urzędu i sprawa będzie załatwiona w późniejszym terminie. Kiedy? Tego nie wie nikt. Ale urzędnik jest w porządku, bo ma oparcie w przepisach. To, że są one w takich razach zinstrumentalizowane, wbrew intencjom ustawodawcy, zdaje się nikogo nie obchodzić. Wreszcie urzędnik nie wykona czegoś w obowiązującym terminie, bo nie i już. I kto mu co zrobi? Teoretycznie można, w praktyce się to nie zdarza. A urzędnik, ten konkretny, spokojnie zajmuje się następnymi sprawami, załatwiając je często w podobny sposób, czyli często wcale.

Mimo całego wachlarza przepisów o odpowiedzialności w przepisach ustaw o urzędnikach państwowych, o służbie cywilnej, w kodeksie postępowania administracyjnego, w kodeksie karnym wreszcie. Zasada zaufania do organów władzy publicznej zdaje się być tu pustą deklaracją.

Przykładem mającym posmak wręcz degrengolady państwa prawnego, jeśli chodzi o wykonywanie obowiązków przez organy władzy publicznej, może być sprawa przed WSA w Warszawie - sygn. akt II SO/Wa 353/05 - zakończona postanowieniem z dnia 30 września 2005 roku.
W art. 54 prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi określony został dla organu termin 30 dni na przekazanie skargi do wojewódzkiego sądu administracyjnego. W tej sprawie Szef Służby Cywilnej nie przekazał w terminie skargi, czyniąc to z ponad dwutygodniowym opóźnieniem. Został więc skierowany - na podstawie art. 55 § 1 tejże ustawy wniosek o ukaranie organu grzywną za niedopełnienie ustawowego obowiązku.

Skutek sztywnego i bezspornie złamanego przez Szefa Służby Cywilnej przepisu można wyczytać z fragmentu uzasadnienia oddalenia wniosku: "(...) Zdaniem Sądu przekroczenie terminu na przekazanie odpowiedzi na skargę wraz z aktami sprawy jest niewielkie, a organ dopełnił wszystkie obowiązki związane z przekazywaniem akt sprawy(...)".

Jeśli obywatel spóźni się o choćby jeden dzień w jakiejś czynności prawnej, ponosi tego konsekwencje bezwzględne. Często bardzo dotkliwe, łącznie z utratą możliwości dochodzenia swoich praw w ogóle, co z kolei może decydować o podstawach jego egzystencji.

Tu zaś, najwyższy urzędnik administracji rządowej, Szef Służby Cywilnej, który ma obowiązek ustawowy dbania o standardy tego rządowego aparatu administracyjnego państwa, po prostu lekceważy sobie wszystko i wszystkich, a w aparacie wymiaru sprawiedliwości RP znajduje pełną aprobatę takich postaw. Nie jest to jedyny tego rodzaju przypadek właśnie dotyczący Szefa Służby Cywilnej.

Czy jest jednak sens składania kolejnych wniosków o ukaranie Szefa S.C. za lekceważenia swoich obowiązków, Konstytucji i Państwa? Należy jednak to robić mimo wszystko, bo przynajmniej Sąd nie miał w tym wypadku wyjścia lecz musiał przyznać, że prawo zostało złamane. Nie po raz pierwszy, warto więc wskazywać ogrom takich przypadków, bo można sobie wyobrazić, jak w takim razie postępują urzędnicy do najniższego szczebla włącznie, skoro mają taki przykład ze strony urzędnika najwyższego szczebla.

Poczucie bezkarności za zaniedbania rodzi anarchię. Próby tworzenia jakichś dodatkowych aktów prawnych o szczególnej odpowiedzialności urzędnika mogą co najwyżej wywołać wzruszenia ramion. Tu i teraz są przepisy, które urzędnika dyscyplinują, a urzędnik i tak je dokumentnie lekceważy i robi, co chce.

Efekty widzimy wokół. Nikt nie egzekwuje już istniejących przepisów, za łaskawym przyzwoleniem swego najwyższego przełożonego, który z upodobaniem niejednokrotnie te przepisy łamie, sąd to akceptuje stwierdzając, że prawo zostało złamane, ale tylko troszeczkę, więc nie ma sprawy.
Wszystko to nie przeszkadza najwyższemu kierownictwu służby cywilnej RP jeździć z odczytami do innych krajów, jak w pierwszych dniach grudnia, by przekazywać swoje doświadczenia i doradzać - ostatnio Ukrainie w dniach 12-13 grudnia - jak dbać o standardy służby cywilnej.
Takie doświadczenia i nauki niewątpliwie będą bardzo przydatne dla urzędników krajów edukowanych na takich przykładach.
Dla społeczeństw tych krajów może niekoniecznie.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (1):

kara śmierci na łapownictwo

...
~dnpwDIfjsi 2006-01-11 01:29:21





Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę