Imprezka w urzędzie
Wojciech Wybranowski | 2004-01-19 06:02:50
Poznańscy radni SLD i startujący z ich list radni "niezależni" od dawna lekceważą swoje obowiązki, traktując posiedzenia rady miejskiej Poznania jako okazję do spotkań towarzyskich, ploteczek i nadrobienia zaległości w lekturze kolorowych pism i piśmideł.
Nic więc dziwnego, że wielu z nich, uczestnicząc w istotnych głosowaniach, podnosi ręce, nie wiedząc dobrze, nad czym głosują i dlaczego tak, a nie inaczej. Normą stał się już w Poznaniu widok lewicowych radnych nie na sali obrad rady miasta, ale na korytarzu i pobliskim parkingu.
To bardzo dobrze, że radni związani z lewicą czytają. Czytanie rozwija. Szkoda tylko, że nie oddają się bardziej wartościowej niż tabloidy lekturze, a na dodatek, że czynią to podczas sesji rady miejskiej, w trakcie ważnych debat i głosowań. Szkoda również, że za ich czytelnicze zainteresowania płacą wszyscy poznaniacy. Finansując bowiem ze swoich podatków niemałą dietę poznańskiego radnego, można bowiem wymagać od samorządowca, żeby przynajmniej raz na dwa tygodnie - w czasie posiedzenia rady miejskiej - wykazał choć minimalne zainteresowanie sprawami miasta.
Mikrosłuchawka