Dodawanie komentarza

Do tematu: 65 rocznica sowieckiej deportacji

65 rocznica sowieckiej deportacji

Piotr Szubarczyk: ND | 2005-02-10 16:42:57

Wiedza o deportacjach obywateli Rzeczypospolitej, dokonanych przez Sowiety, jest ciągle powierzchowna i nie dociera do sedna sprawy. Pamiętam moje zdumienie przed dwudziestu laty, gdy były oficer Armii Krajowej zapytał mnie, wówczas młodego człowieka: "Czy pan wie, że u nas, w Wilnie, witaliśmy wkraczające w czerwcu 1941 r. wojska niemieckie z wielką ulgą?". Popatrzyłem na niego zdumiony, z niedowierzaniem. Potem się dowiedziałem, że atak niemiecki na Sowiety uratował ponad 400 Polaków z Wilna, których zamierzano załadować do wagonów i wysłać na niezmierzony archipelag Gułag. Zachowała się nawet lista niedoszłych zesłańców! Czy można się dziwić temu uczuciu ulgi? Jedni zbrodniarze warci byli drugich. Planowana na czerwiec deportacja nie była pierwsza.

Najbardziej złowrogą datą dla Polaków z Kresów był 10 lutego 1940 r., który dziś wspominamy. Tego dnia wywieziono na wschód ponad 220 tysięcy Polaków - urzędników państwowych, działaczy samorządowych, osadników wojskowych, leśniczych i gajowych z rodzinami.

Zaledwie dwa miesiące później, 13 kwietnia, wywieziono dalszych 300 tysięcy ludzi. W lecie 1940 r. deportowano znowu ponad 240 tysięcy Polaków - nie tylko tych z Kresów, ale także tych, którzy dotarli tu, uciekając przed Niemcami. Tragedię jednej z takich rodzin ze Śląska opisał Melchior Wańkowicz ("Dzieje rodziny Korzeniowskich"). W czerwcu 1941 r. wywieziono znowu 300 tysięcy ludzi. Drugą w tym miesiącu wywózkę, planowaną na 26 czerwca, powstrzymali Niemcy, uderzając na Związek Sowiecki.

Chcieli unicestwić Naród Polski

Wiek XX przyniósł nowy rodzaj deportacji, bez precedensu w historii świata. Powstały dwa socjalistyczne systemy państwowe, w Niemczech i w Związku Sowieckim, których ideologie oparte były na zasadzie dążenia do realizacji wyznaczonych celów, bez względu na rodzaj i okrucieństwo stosowanych środków. Przedmiotem deportacji stali się nie tylko rzeczywiści czy domniemani przeciwnicy polityczni państwa, lecz także całe narody. Nie tylko mężczyźni uczestniczący w powstaniach, lecz także całe rodziny - dzieci, kobiety, ludzie starzy, wykorzeniani z ziemi ojców i pędzeni w nieznane, na zatracenie.

W niemieckim państwie Hitlera i w sowieckim państwie Stalina deportacja służyła totalnej dezintegracji narodów i grup społecznych uznanych za niepożądane. Ludzie ci, przed unicestwieniem, mieli być jeszcze użyci przez zbrodniarzy jako siła robocza. Szczególną cechą tej nowej formy deportacji było to, że "wyroki" na setki tysięcy rodzin wydawały nie sądy, lecz policja polityczna, posługująca się donosami politycznych kolaborantów i innych łotrów. Na obszarach kontrolowanych przez Niemców było to gestapo, Sicherheitsdienst i grupy specjalne, posługujące się donosami byłych obywateli Rzeczypospolitej pochodzenia niemieckiego (tzw. V Kolumna). Na obszarze kontrolowanym przez Sowiety zbrodni deportacji dokonywało NKWD (tzw. Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych), następca złowrogiego GPU, posługując się donosami szumowin skłaniających się ku komunistom, kolaborujących z nimi przeciwko suwerennemu państwu polskiemu. Była to w dużej części ludność żydowska Kresów, nielojalni obywatele Rzeczypospolitej. Nie brakowało też rodzimych łotrów, winnych zdrady stanu jeszcze przed rokiem 1939, którzy po roku 1945, w warunkach nowej okupacji, znajdą zatrudnienie w komunistycznej policji politycznej i w innych instytucjach państwa komunistycznego.

Na tułaczym szlaku

Na obszarze okupacji sowieckiej w latach 1939-1941 wywożono do łagrów nie tylko polskich działaczy politycznych i funkcjonariuszy państwowych czy osadników wojskowych. Kategorie ludzi podlegających deportacji ulegały nieustannemu poszerzaniu. Początkowo "niebezpieczni" dla władz sowieckich byli przedstawiciele polskiej inteligencji i ich rodziny. Potem, jak podkreślają historycy, na liście do zesłania, tej z czerwca 1941 r., byli już nawet robotnicy wykwalifikowani.

W lipcu 1941 r., po podpisaniu umowy Sikorski - Stalin, część wywiezionych Polaków objęła sowiecka "amnestia". Trzeba przypomnieć, że u źródeł decyzji gen. Władysława Andersa o ewakuacji Korpusu Polskiego z Sowietów na Bliski Wschód - poza względami politycznymi - tkwiła także chęć ulżenia doli dzieciom i kobietom, rodzinom żołnierzy, którzy wraz z nimi przybywali do obozu, gdzie formowano Wojsko Polskie. Nie można ich było zostawić na łaskę i niełaskę. Wraz z 2. Korpusem Polskim ewakuowało się z "nieludzkiej ziemi" ponad 100 tysięcy Polaków. Wielu z nich umarło potem w drodze, ich mogiły rozsiane są na całym szlaku. Wielki polski cmentarz znajduje się m.in. w Teheranie.

Na ten szlak trafiła m.in. Maria Pietruszyńska-Tyszkiewicz, znana całej Polsce jako Hanka Ordonówna - popularna, kochana przez ogół Polaków pieśniarka i aktorka. Deportowana z Wilna w roku 1941, została skierowana do wyniszczającej pracy przymusowej w sowieckim obozie w Uzbekistanie. Dźwigała podkłady kolejowe. Kiedy potem wystąpiła po raz pierwszy z programem dla polskich żołnierzy z 2. Korpusu na Bliskim Wschodzie, przez siedzących w pierwszym rzędzie widzów przeszedł szloch. Zobaczyli jej czerwone, zgrubiałe, odmrożone ręce, które w tym momencie jawiły im się jako symbol ich wspólnego losu. Ordonówna występowała potem często w teatrzykach frontowych dla naszych żołnierzy-tułaczy, nie szczędząc sił. Zaopiekowała się też dziećmi zesłańców - sierotami. Umarła przedwcześnie w wieku 47 lat.

Nie zapomnimy o Eugeniuszu Bodo, najwybitniejszym polskim aktorze filmowym okresu międzywojennego, któremu Sowieci zamienili życie w koszmar. Umarł w sowieckim obozie pracy przymusowej w 44. roku życia. Nie zapomnimy o polskiej matce, której zabrakło łez, gdy sowiecki żołnierz wyrwał z jej rąk martwe już ciałko synka i rzucił je w śnieg, by nie opóźniać konwoju.

Po "wyzwoleniu"

Sowieckich deportacji Polaków nie zakończyły ani umowa z roku 1941, ani koniec wojny. Po wkroczeniu armii sowieckiej do Polski (styczeń 1944) z anektowanych ziem polskich na wschodzie deportowano w głąb Związku Sowieckiego co najmniej 200 tysięcy naszych rodaków, w tym kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy Podziemnego Państwa Polskiego - Armii Krajowej i innych formacji. Z "wyzwolonych" terenów Mazur, Pomorza czy Śląska NKWD wywoziło na wschód tysiące Polaków, porwanych wprost na ulicy! Nikt nie zna ich imion, nie było "wyroków" ani list. Niedawno jeden z historyków amatorów na Kaszubach zadał sobie trud i spisał porwanych w roku 1945 Polaków z jednej tylko parafii w powiecie bytowskim. Naliczył ponad 60 osób. Do kraju wróciło zaledwie kilkoro z nich. Te dzikie deportacje były możliwe dzięki kolaborantom sowieckim z tzw. KRN. Jej "organ wykonawczy", PKWN, przypisywał sobie prerogatywy "polskiego rządu". Uznał, że ludność polska na "wyzwolonych" terenach podlega jurysdykcji sowieckich sądów wojennych (w praktyce nie sądów, lecz oficerów NKWD), przez co "legalizował" aresztowania i wywożenie do Związku Sowieckiego tysięcy porwanych przez okupanta Polaków. Nikt z tych łotrów nie został za to ukarany, za to w wolnej Polsce mają legion obrońców.

Jest rzeczą karygodną zestawianie sowieckich deportacji Polaków z powojennymi przesiedleniami Niemców (na podstawie decyzji aliantów) czy z komunistyczną akcją "Wisła", polegającą na przesiedleniu Ukraińców na Pomorze. Takie zestawienia spotyka się niestety - w ramach jednego hasła - w polskich encyklopediach. Zasadnicza różnica polegała na tym, że celem sowieckich deportacji Polaków nie było ich "osiedlenie" na nowych terenach, lecz unicestwienie, czego nie można powiedzieć o wspomnianych operacjach wobec Niemców czy Ukraińców, jakkolwiek byłyby one dotkliwe.
Nikt nie upomni się o deportowane w nieludzkich okolicznościach tysiące polskich rodzin, jeśli my nie będziemy się upominali. Niech 10 lutego - data-symbol pierwszej wielkiej sowieckiej deportacji polskich rodzin z Kresów - będzie dniem naszej serdecznej o nich pamięci. Niech ci, którzy przeżyli, a nie spisali jeszcze swoich wspomnień, uczynią to jak najszybciej, dla potomnych.
"Jeśli zapomnę o nich, Ty, Boże na niebie, zapomnij o mnie" (A. Mickiewicz, "Dziady" cz. III).


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (0):




Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę