Dodawanie komentarza

Do tematu: Rosną cenki

Rosną cenki

Artur Kowalski: ND | 2004-07-03 06:51:05

Wzrost cen żywności, większy od spodziewanego, zwiększenie kosztów produkcji prowadzące do gwałtownego skoku inflacji, a także wprowadzenie jeszcze bardziej skomplikowanych niż dotychczasowe przepisów podatkowych to najbardziej odczuwalne dla przeciętnego konsumenta i przedsiębiorcy skutki dwumiesięcznej przynależności Polski do Unii Europejskiej.

Bilansu pierwszych tygodni naszego członkostwa w UE próbowali w czwartek dokonać uczestnicy konferencji naukowej zorganizowanej przez Klub Parlamentarny Ligi Polskich Rodzin.

To, co najbardziej rzuca się w oczy przeciętnemu polskiemu obywatelowi w czasie tych dwóch miesięcy polskiej obecności w UE, to wzrost cen, i to cen produktów pierwszej potrzeby. Tylko w maju żywność zdrożała średnio o 1 procent, a od połowy maja do połowy czerwca już o 2,4 proc. Zdrożały niemal wszystkie grupy towarów. Największy, kilkuprocentowy w ciągu miesiąca wzrost cen dotyczył mięsa, owoców i warzyw oraz cukru. W porównaniu z grudniem ceny cukru zwiększyły się o ponad 60 proc. Zdrożały też chleb i mąka. - Te ceny są jeszcze wyższe od tych, przed którymi przestrzegaliśmy - twierdzi ekonomista dr Janusz Szewczak. Jego zdaniem, wyraźny wzrost cen żywności kompromituje osoby, które wmawiały społeczeństwu, że żadnych znacznych podwyżek po wejściu Polski do Unii nie trzeba się spodziewać. Szewczak zwraca uwagę, że jeżeli ten wzrost się utrzyma, to będzie oznaczał zwiększenie wydatków przeciętnej rodziny na żywność o mniej więcej 20-30 proc. Według Dariusza Grabowskiego, polskiego posła do Parlamentu Europejskiego, to dopiero początek wzrostu cen, a proces ich wyrównywania pomiędzy państwami UE będzie trwał jeszcze w 2005 r. Jego zdaniem, bardzo niebezpieczny jest dla naszej gospodarki obserwowany wykup mięsa, zwierząt i innych nieprzetworzonych towarów rolnych od naszych rolników przez sąsiadów z Niemiec. Produkty te bowiem po krótkim przetworzeniu trafią z powrotem do Polski, jednak już po odpowiednio wyższych cenach. Niebezpieczne dla naszej gospodarki są także procesy migracyjne, które dopiero się zaczynają. Grozi nam odpływ wysoko wykwalifikowanej siły roboczej, która po emigracji będzie pracować już na konto rozwoju gospodarki innego kraju. Pierwsze oznaki obecności naszego kraju w UE odczuwa również polski przemysł. Według dr. Pawła Soroki z Polskiego Lobby Przemysłowego, mimo że trudno po tak krótkim czasie mówić o jakichś trwałych tendencjach w przemyśle w aspekcie obecności Polski w UE, można już dostrzec pewne niepokojące trendy. Podniesienie od 1 maja stawki podatku VAT na materiały budowlane spowodowało, że już teraz odczuwalny jest spadek popytu na te wyroby.
Okazuje się też, że wkrótce wejście do Unii odczuje, ze względu na spadek sprzedaży nowych samochodów, przemysł motoryzacyjny w Polsce. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy wyraźnie bowiem wzrosła liczba sprowadzanych z Europy Zachodniej starych aut. Pociągnie to za sobą również niekorzystne skutki dla środowiska naturalnego. Zły stan sprowadzanych samochodów sprawi, że będą one w krótkim czasie musiały być złomowane. Soroka zwracał również uwagę na konieczność zdobycia przez nasze przedsiębiorstwa szeregu kosztownych certyfikatów dla swoich produktów. Polski przemysł, którego wiele gałęzi znajduje się obecnie w stanie restrukturyzacji, może nie wytrzymać konkurencji z przedsiębiorstwami starej Unii, które miały już czas, by okrzepnąć w walce rynkowej i znaleźć swoje miejsce na unijnym rynku. Problem może dotyczyć np. naszego przemysłu cukrowniczego, który jest w trakcie restrukturyzacji. Planowana przez Unię liberalizacja rynku cukru może oznaczać upadek tej gałęzi przemysłu w Polsce, a w konsekwencji utratę znacznej liczby miejsc pracy i rynku zbytu dla plantatorów. Dużym problemem może się też okazać żądanie władz UE rozwiązania kontraktów długoterminowych w energetyce. Kontrakty zawarte pomiędzy elektrowniami a Polskimi Sieciami Elektroenergetycznymi zapewniały producentom zbyt energii po ustalonych cenach. Tym samym elektrownie miały środki na modernizację, a także dysponowały potencjalnym zabezpieczeniem dla zaciągania kredytów w bankach. Innym problemem, który dotyczy naszych przedsiębiorców, a także ma decydujące znaczenie dla budżetu państwa, jest kwestia podatku VAT oraz akcyzy. Od 1 maja br. obowiązują nowe ustawy dotyczące tych podatków powstałe w wyniku konieczności harmonizacji naszych przepisów z regulacjami UE. Nowe przepisy są jednak jeszcze bardziej skomplikowane niż te obowiązujące przed akcesją. Według prof. Witolda Modzelewskiego, byłego wiceministra finansów, nie możemy liczyć na to, że system podatkowy będzie po naszym wejściu do UE prostszy, a wręcz przeciwnie - jeszcze bardziej się skomplikuje. Co gorsza, ze względu na to, że ustawę uchwalono w kwietniu, a zaczęła obowiązywać od maja, przedsiębiorcy nie mieli nawet możliwości dokładnego zapoznania się z jej przepisami. Już w ostatnim miesiącu przed wejściem w życie nowej ustawy o VAT mieliśmy do czynienia niemal z bumem zakupowym. To efekt obawy konsumentów i producentów przed podwyżkami podatku na wiele towarów i usług, a w konsekwencji strachu przed wzrostem cen. W wyniku gwałtownego wzrostu sprzedaży budżet państwa uzyskał z podatku VAT za kwiecień stosunkowo wysokie dochody. Tym większy jest jednak niepokój, co się stanie z budżetowymi dochodami z VAT-u po 1 maja. Modzelewski zwrócił bowiem uwagę, że polski budżet opiera się właśnie na wpływach z podatku VAT i akcyzowego, które stanowią największą grupę dochodów budżetowych. Jego zdaniem, niepokojące jest to, że nie podano do tej pory wpływów uzyskanych z tych podatków już na podstawie nowych ustaw. Podejrzewa, że nie były one zgodne z oczekiwaniami. Problem jednak w tym, że budżet uzależniony jest od bieżących dochodów, tak więc zbyt małe wpływy z podatków pośrednich mogą zachwiać jego aktualnymi wydatkami. Kwestie dochodów i wydatków budżetowych poruszył również prof. Jerzy Żyżyński z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Jego zdaniem, aby Polska mogła sprawnie funkcjonować i przetrwać w UE, trzeba zmienić sposób podejścia do konstruowania budżetu państwa. W jego opinii, najpierw państwo musi sformułować zadania, jakie chce realizować, i określić wielkość środków, które są potrzebne na wykonanie postawionych sobie zadań. Dopiero na końcu powinna być kwestia dochodów, które powinny zostać dostosowane, w wyniku regulacji stawek podatkowych do potrzeb wydatkowych państwa. Według Żyżyńskiego, podstawowym błędem planu Hausnera było to, że zakładał on tylko oszczędności, podczas gdy niektóre wydatki należałoby zwiększyć, po to by rozruszać gospodarkę.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (0):




Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę