Profesjonalnie o Smoleńsku

Ilekroć mowa o katastrofie w Smoleńsku, tylekroć podnoszą się głosy osób nie mających zielonego pojęcia o profesjonalnym badaniu wypadków lotniczych. Opinie zawierające istotne fakty na temat wypadku, które złożone razem stają się niepodważalnymi elementami układanki, giną pośród ogólnikowych hipotez.

Mamy więc hipotezę bomby i brak upublicznionych badań m.in. dotyczących rozrzutu szczątków samolotu, mamy opcję sztucznej mgły i brak badań dotyczących pozostałości związków chemicznych w glebie oraz na wierzchołkach drzew, niesprawny sprzęt naprowadzający, i brak natychmiastowych pomiarów propagacji fal radiowych. Zamiast tego otrzymujemy sensacyjne zdjęcie wieży kontroli lotów przypominającej działkowy domek letniskowy, idiotyczne zapytanie strony polskiej do Amerykanów z prośbą o rozpoznanie możliwości wywołania sztucznej mgły czy też obrazek 80-latki krzyczącej na Krakowskim Przedmieściu o bombie w samolocie.

Czego jednak oczekiwać od rządu, którego premier napięte dni po upublicznieniu raportu MAK-u spędza poza granicami własnego kraju w celach typowo wypoczynkowych (a nie jest tajemnicą, że jego wyjazd był ściśle skorelowany z raportem rosyjskiej komisji), zaś konkrety i niepodważalne argumenty są pomijane na rzecz wyłuskanych argumentów "opozycji", która zdaje się często grać do tej samej bramki.