Dodawanie komentarza

Do tematu: Ja minę, ty miniesz, on minie

Ja minę, ty miniesz, on minie

[url]http://tygodniksolidarnosc.com[.]Tygodnik Solidarność[/url] - Ewa Zarzycka | 2007-11-01 14:03:08

Umrzesz, bo się urodziłeś - w zachodniej kulturze nie ma miejsca na tę prawdę. Nijak nie pasuje do cudownych kremów likwidujących zmarszczki, kultu młodości, obowiązku pozytywnego myślenia albo raz po raz ogłaszanych odkryć, co należy robić, a czego nie robić, by długo żyć. Po co? O to niewielu już pyta.

Poprzednie epoki starały się śmierć oswoić. Nasza spycha ją z ludzkiej świadomości. "Zatraciliśmy umiejętność troski o człowieka umierającego przez anonimowe społeczeństwo, w którym nie znamy nawet nazwiska sąsiada, a już na pewno nie wiemy, kiedy choruje, cierpi czy umiera. Chorych i starszych wiezie się do szpitala, gdzie najczęściej umierają w samotności" - mówił na internetowym czacie ks. dr Piotr Krakowiak, krajowy duszpasterz hospicjów.
W październiku 2001 r. Centrum Badania Opinii Społecznej opublikowało raport zatytułowany "O umieraniu i śmierci". Z zawartych tam danych wynika, że prawie połowa ankietowanych Polaków - 48 proc. - w ogóle nie myśli o śmierci lub czyni to sporadycznie, 23 proc. myśli o niej dość rzadko. Jedynie 29 proc. - często lub dość często.
Myślenie o śmierci zależy przede wszystkim od wieku badanych - liczba osób, które mocują się z nią w myślach zaczyna wzrastać wśród ankietowanych w średnim wieku (45-54 lata), częściej też myślą o niej kobiety niż mężczyźni.

Z raportu na podobny temat z 2005 roku wynika, że 46 proc. uważa, że lepiej w ogóle nie myśleć o śmierci i nie robić żadnych przygotowań. 47 proc. - że lepiej się na śmierć przygotować i zadbać wcześniej o różne sprawy.

I chociaż najczęściej umieramy w szpitalu, to 68 proc. badanych za właściwe miejsce umierania uważa dom. Przy czym nieco częściej na dom wskazują młodsi ankietowani (do 34 lat).

Strach

Człowiek zawsze bał się śmierci, lecz dawne kultury były na umieranie bardziej odporne. Ludzie umierali w domach, w otoczeniu najbliższych, pogodzeni z tym faktem, bo śmierć pojmowana była jako naturalne przejście do Stwórcy. Dziś coraz więcej ludzi chce umrzeć jak najszybciej, bez świadomości umierania - najlepiej we śnie. I pod tym względem Polacy nie są inni.

Z raportu opublikowanego przez CBOS w czerwcu 2005 roku wynika, że 53 proc. badanych chce umierać w nieświadomości. Tylko co trzeci uważa, że lepiej zdawać sobie z tego sprawę.
Za świadomym umieraniem częściej wypowiadają się kobiety, osoby z wyższym wykształceniem, najwięcej zarabiające a także ludzie głęboko wierzący i praktykujący.

Czego ci, którzy odpowiadają, iż boją się śmierci, boją się najbardziej? Z raportu CBOS z 2001 roku wynika, że jest to przede wszystkim strach przed umieraniem w bólu i pozostawieniem bliskich. Bólu boją się kobiety i starsi respondenci, a pozostawienia najbliższych - tylko kobiety.
Czego się jeszcze boimy? 37 proc. ankietowanych boi się śmierci w samotności i tego, że nie zdąży się pożegnać lub pogodzić z innymi ludźmi.
Świadome umieranie wiąże się z jeszcze jednym problemem: jak - i czy w ogóle - powiedzieć ukochanej osobie, że umiera?

Ks. Piotr Krakowiak, krajowy duszpasterz hospicjów, w jednym z wywiadów odpowiada na to pytanie tak: "Wielokrotnie byłem osobiście zaangażowany w pomoc rodzinom, które chcąc oszczędzić bolesnej prawdy bliskiej osobie, wybrały zatajenie prawdy, a nawet kłamstwo. To kłamstwo rodziło następną nieprawdę, a często prowadziło do swoistego teatru, gdzie osobami dramatu były osoby bliskie choremu i sam chory. Jak długo można grać, ukrywać, kłamać? Czy ja chciałbym, żeby otoczenie ukrywało przede mną najtrudniejszą nawet prawdę? Odpowiedź na te pytania da każdemu wątpiącemu o tym, czy mówić prawdę, czy kłamać, wyczerpującą odpowiedź. A jeśli nie wystarczy, niech wątpliwości rozwieje dramatyczne wyznanie pewnej matki, która ciężko pracowała, by wykształcić swoje dzieci. Dwoje z nich ukończyło medycynę i praktykowało z sukcesem. Na wieść o nieuleczalnej chorobie matki zrobili bardzo wiele, by się o tym nie dowiedziała. Gdy po miesiącach prawda o nowotworze wyszła na jaw, zrozpaczona nie diagnozą, ale postawą dzieci matka powiedziała mi: "Czym zasłużyłam sobie na to, by być okłamywaną i oszukiwaną przez tyle miesięcy? Skoro oszukują własną matkę, co mówią innym swoim pacjentom?" ("Gazeta w Rzeszowie", 31.10. 2005).
Śmierci nie można pokonać. Ale technologie współczesnej medycyny sprawiają, że można regulować jej trwanie lub moment nadejścia. Wystarczy odłączyć lub nie włączyć stosownej aparatury. A o tym decyduje lekarz, rodzina, czasami sąd. Nie ma tu miejsca na najważniejszą osobę dramatu - umierającego człowieka.
W badaniu z 2005 roku ankieterzy CBOS pytali Polaków o zdanie na temat podtrzymywania życia nieuleczalnie chorych za pomocą specjalistycznej aparatury. 44 proc. ankietowanych odpowiedziało, że jest temu przeciwne. Zwolennikami takiej metody okazało się 39 proc. A 17 proc. nie miało na ten temat zdania

Sztuka umierania

W czasach zarazy w średniowiecznej Europie furorę robiła mała ilustrowana książeczka. Nazywała się "Ars moriendi" ("Sztuka umierania"). Została wydana jako poradnik dla duchownych - jak towarzyszyć umierającemu, lecz szybko ukazała się w wersji dla szerokiego kręgu odbiorców - dla umierających, którzy szukali w niej pocieszenia i dla żałobników, którym pomagała wrócić do życia. Przesłanie, jakie niosła brzmiało: przyjęcie prawdy o naszej śmiertelności, o bólu i cierpieniu, które są wpisane w umieranie - paradoksalnie - pozwala zaakceptować życie.

W XXI wieku o "ars moriendi" przypomniało światu publiczne, bo śledzone przez media na całym świecie, odchodzenie Jana Pawła II. Ks. Marian Machinek nazwał je najdłuższą katechezą, której tematem było ludzkie umieranie.

"Ta niezwykła, ostatnia papieska katecheza streszcza się w zaproszeniu do docenienia wagi tego ostatniego aktu życia, jakim jest ludzkie umieranie - pisze ks. Machinek w artykule "Papieska ars moriendi": "Przy całym szacunku dla intymności tego momentu, nie powinien on odbywać się w jakiejś mglistej przestrzeni między życiem a pogrzebem. Najbardziej sterylna opieka medyczna - choć niezaprzeczalnie niezbędna i mogąca świadczyć umierającym wielką pomoc - nie zastąpi towarzyszącej obecności bliskich. Między narodzinami a umieraniem zachodzi przedziwna analogia: w obu przypadkach - zarówno przy przychodzeniu na ten świat, jak i przy odchodzeniu zeń człowiek potrzebuje pomocy, potrzebuje serdecznych, dobrych rąk, które pomogą mu godnie przeżyć te kluczowe momenty życia. Społeczeństwa, w których nie ma miejsca dla umierających, ale także dla widoku ludzkich zwłok, przed którymi można pożegnać drogich zmarłych i okazać im szacunek i miłość, stają się społeczeństwami żyjącymi w zakłamaniu, gdyż do całej prawdy o człowieku należy także prawda o jego nieuchronnej śmierci, poprzedzonej zazwyczaj trudnym egzaminem, jakim jest umieranie".

Wstydliwa żałoba

Rytuały i obrzędy żałobne coraz częściej traktowane są jako zbędna tradycja, która odchodzi w zapomnienie. Tymczasem dla procesu przezwyciężania bólu związanego ze stratą i żałobą są niezwykle cenne pogrzeb i jego przygotowanie, osobiste pożegnanie ze zmarłym, spotkanie rodziny i przyjaciół po pogrzebie, okres oficjalnej żałoby, zachowanie pamiątek, a także świadome przeżywanie kolejnych rocznic śmierci.
Ból trzeba odreagować, wypłakać, wykrzyczeć. Inaczej zawsze będzie w nas tkwił i dokucza - mówią psychologowie. Ucieczka, negowanie straty, udawanie, że nic się nie stało - jednym słowem tzw. trzymanie się to - dodają - najgorsze, co możemy zrobić po śmierci ukochanej osoby. Nieprzeżyta żałoba prowadzi m.in. do depresji, poczucia winy lub agresji, bezradności. Żałobnik potrzebuje wsparcia, a tymczasem inni omijają go szerokim łukiem, bo nie wiedzą ani jak się zachować, ani co w tej sytuacji powiedzieć. A przecież żałoba, to nie choroba, nie należy z nią walczyć, nie można się nią zarazić. Trzeba ją przeżyć. Jaki inni mogą w tym pomóc?
- Trzeba umieć wysłuchać osobę, która przeżyła stratę, trzeba ją przyjąć taką, jaka jest, z całym jej stanem emocjonalnym - pisze ks. dr Jan Dziedzic, adiunkt Katedry Psychologii Religii na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie. - Milcząca obecność i gesty wsparcia są lepsze niż tanie pocieszenie czy nic niemówiące ogólniki - radzi ks. Krakowiak.

Ps. Tytuł pochodzi z wiersza "Koniugacja" Haliny Poświatowskiej.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (1):

Jezus Chrystus pokonał śmierć

...
~me 2007-11-05 08:03:02





Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę