Dodawanie komentarza

Do tematu: Polityka pracy i otwartości

Polityka pracy i otwartości

Witold Filipowicz | 2007-01-11 16:38:44

Pani minister od bezrobocia, Anna Kalata, zarekomendowała projekt otwarcia polskiego rynku pracy dla obywateli Unii Europejskiej. W tym i dla najnowszych członków – Bułgarii i Rumunii. Otwartość, likwidowanie barier bezdusznego biurokratyzmu godne uznania. Szkoda tylko, że podobnej postawy otwartości minister Anna Kalata nie wykazuje wobec rodaków. Szczególnie wówczas, gdy tę otwartość, rozumianą jako jawność, nakazuje prawo.

W kwietniu 2004 roku ukazał się Raport o służbie cywilnej. Pokazał w szczegółach faktyczną realizację zasady konkurencyjności naboru do pracy w administracji rządowej. Obraz rzeczywistości dla niektórych okazał się porażający. Uchwalona nowelizacja ustawy o służbie cywilnej miała na celu likwidację wskazanych patologii systemu.

Jednak dla wielu urzędów fakt ten musiał umknąć uwadze. Również dla urzędników ministerstwa pracy. Zasada konkurencyjności zdaje się być nazbyt skomplikowanym pojęciem. Podobnie, jak dostęp do informacji publicznej.

W kwietniu ubiegłego roku Ministerstwo Pracy ogłosiło nabór na stanowisko głównego specjalisty ds. zaopatrzenia – Biuletyn S.C. Nr 7/2006. Ogłoszenie, jak setki innych. Nie wyróżniało się niczym szczególnym.

Spośród nadesłanych aplikacji zakwalifikowano jako spełniające wymogi formalne 25 osób. Wszystko zdawało się przebiegać dość szablonowo. Po 3 miesiącach na stronie internetowej pojawiło się ogłoszenie o rozstrzygnięciu procedury i wyborze najlepszego kandydata. Równie szablonowo brzmiało uzasadnienie wyboru. Komisja uznała za najlepszego tego, który wykazał się najlepszymi kwalifikacjami i wiedzą. Sprawa zamknięta. Zgodnie z regułami. Pozornie.

Jak wiadomo, diabeł tkwi w szczegółach. Kłopoty zaś zaczęły się w momencie próby ich ustalenia. Kilkakrotnie kierowane do ministerstwa pytania o te szczegóły, w tym i o kwalifikacje wybranego kandydata, pozostawały bez odpowiedzi.

Też jakby standard. Rzadko się zdarza, by jakiś urząd reagował w takich przypadkach zgodnie z przepisami. Na ogół, w tym pierwszym stadium próby ustalenia przebiegu konkurencyjnego zatrudniania fachowców, urzędy udają, że ich nie ma.

W tym przypadku minister Kalata nie odbiegała od normy. Normy wyznawanej przez urzędy, a nie wyznaczane przez przepisy prawa, żeby nie było wątpliwości.

Dopiero kolejny monit, z ostrzeżeniem o skierowaniu skargi do sądu administracyjnego wywołał skutek. Specjalista do spraw kadr udzieliła części informacji o przebiegu procedury. Natomiast odmówiła udzielenia informacji o kwalifikacjach kandydatów. Powód? Ochrona danych osobowych.

Znów standard. Jak się czegoś nie chce powiedzieć, to urzędnik chwyta się wypróbowanego sposobu i przywołuje różne ustawy typu „tajne przez poufne”. Najczęściej bezmyślnie i na ogół bezpodstawnie.

Warto przy tym podkreślić, że choć faktycznie odpowiadał urzędnik niższego szczebla, to odpowiadał na pytania skierowane do ministra, zatem w istocie należy przyjmować, że autorem odpowiedzi jest w tym przypadku minister Anna Kalata. Organ odpowiada za działania w jego imieniu i z jego upoważnienia.

Dla obywatela w takim przypadku jest zupełnie obojętne, czy pisze do niego upoważniony dyrektor czy wartownik. I tak zapisane jest to na konto organu. Nawet, jeśli ów urzędnik czyni to samowolnie, bez wiedzy i bez upoważnienia. To już wewnętrzna sprawa urzędu i porządków w nim panujących.

Z informacji wynikało, że spośród owych 25 osób wyselekcjonowano 11 osób, a z kolei z tej grupy zaproszono do rozmów kwalifikacyjnych 2 osoby. Wszystkie te działania opierały się wyłącznie na dokumentach nadesłanych, bo innej możliwości na tym etapie nie było.

Jakie kryteria zastosowano do selekcji zakończonej takim wynikiem, kto w istocie znalazł się w grupie wybranych oraz kto – poza wskazanym jako najlepszy – dostąpił zaszczytu spotkania się twarzą w twarz z komisją kwalifikacyjną, tego już podać nie chciano.

Z jakiego powodu ministerstwo otwartości na rynki pracy postanowiło być takie tajemnicze w stosunku do przebiegu jawnej przecież procedury? Jeśli zachowane były wszelkie reguły konkurencyjnego naboru, o czym mowa w art. 5 ustawy o służbie cywilnej, to przecież nie ma się czego wstydzić. Jeżeli jeszcze owa rekrutacja została przeprowadzone zgodnie z zasadami, o których mowa w art. 1 ustawy, to znaczy bezstronnie, rzetelnie i profesjonalnie, to uchylanie się od udzielenia informacji na ten temat zaczynało być intrygujące.

Z założenia wybrany kandydat powinien legitymować się najwyższymi kwalifikacjami, więc podanie ich powinno być powodem chluby zarówno dla ministerstwa, jak i dla komisji kwalifikacyjnej oraz dla samego kandydata. Skąd ta wstrzemięźliwość zatem?

Szczególnie zastanawia tu uzasadnienie odmowy udzielenia informacji. Powoływanie się w tej materii na ustawę o ochronie danych osobowych zaczyna budzić wątpliwości, co do rzetelności przeprowadzonej procedury. Kwalifikacje funkcjonariusza publicznego – a takim stał się wybrany kandydat z chwilą zatrudnienia – nie są chronione przepisami ustawy o ochronie danych osobowych, ani żadnymi innymi. Wynika to wprost zarówno z ustawy o służbie cywilnej, jak i z ustawy o dostępie do informacji publicznej.

Jak by nie było dość na tym, to w ustawie o służbie cywilnej również wprost jest wskazane, że informacja w zakresie spełniania wymogów przez kandydatów, którzy złożyli swoje aplikacje, jest informacją publiczną. Z przepisów wynika, że dotyczy to każdego kandydata, a nie tylko wybranego jako kandydat najlepszy.

Dlaczego więc Pani Minister uznała, że nie udzieli informacji, mimo ustawowego obowiązku jej udzielenia? Zagadek na tym nie koniec, bowiem odmowa udzielenia informacji publicznej musi następować w formie decyzji administracyjnej. Dla urzędników ta forma prawnego działania administracji jest niczym zmora. Gorsza, niż rwanie zębów u dentysty.

Nie tylko z powodu konieczności powoływania konkretnej podstawy prawnej, czyli konkretnych przepisów prawa, a nie jakiegoś ogólnikowego powoływania się na cały akt prawny. Przede wszystkim koszmarem bywa wymóg uzasadnienia decyzji, co jest jej integralnym składnikiem. Bywa, że uzasadnienia mają się nijak do powołanej podstawy prawnej czy stanu faktycznego.

Ale bywa też jeszcze zabawniej, gdy uzasadnienie decyzji samo w sobie zdaje się eliminować powołaną podstawę prawną. Innymi słowy zdarza się, że konstrukcja decyzji sprawia wrażenie przysłowiowego tworu „od Sasa do Lasa”.

Być może ministerstwo, na wszelki wypadek, przyjęło rozwiązanie salomonowe i uznało, że te informacje, o jakie występuje obywatel, nie są informacją publiczną. W ten prosty sposób rozwiązano kwestię konieczności wydania decyzji o odmowie udzielenia informacji publicznej. Tak w każdym razie brzmiało wyjaśnienie pełnomocnika ministerstwa w odpowiedzi na skargę o bezczynność organu, skierowaną do sądu administracyjnego.

Wynikać zdaje się z treści odpowiedzi na skargę taka oto logika, że ministerstwo wprawdzie posiada informację, ale nie jest to informacja publiczna, więc tej informacji po prostu nie udzieli, a skoro jest to informacja niepubliczna, to i decyzji o odmowie udzielenia też nie wyda. Proste, logiczne, przejrzyste rozumowanie.

Po co zatem powoływało się wcześniej na ustawę o ochronie danych osobowych, nie wiadomo.

Tak prezentowana znajomość zasad prawnych tym bardziej wzmogła ciekawość, jakąż to logikę i rzetelność zastosowała komisja kwalifikacyjna przeprowadzając procedurę naboru, o której wyżej. Tym bardziej, że spośród 25 kandydatów wyselekcjonowano ostatecznie do rozmów kwalifikacyjnych tylko 2 osoby.

Logicznie rzecz ujmując, te 2 osoby musiałyby mieć tak nieporównywalnie wysokie kwalifikacje w stosunku do pozostałych, że nie było sensu zapraszać kogokolwiek innego. Tyle, że prezentowana przez urzędników ministerialnych logika, zdaje się nieco odbiegać od logiki znanej powszechnie. Podobnie ma się z rozumieniem przez nich przepisów prawa.

Jak do tego podejdzie sąd administracyjny, okaże się 30 stycznia na rozprawie – sygn. akt SAB/Wa 153/06. Wówczas też zapadnie wyrok, co do ujawnienia kwalifikacji kandydatów, składu komisji, kwalifikacji tejże i funkcji pełnionych w trakcie przeprowadzania procedury. To wszystko będzie mieć znaczenie na przyszłość, o czym niechybnie będzie szczegółowa informacja. Pewnie nie jedna, bo szykuje się tu ciąg dalszy z sądem pracy w tle.

Tymczasem zostało skierowane do Pani Minister wspomniane już pytanie – czy zaproszenie tylko dwóch osób do rozmów kwalifikacyjnych oznacza, że miały one tak nieporównywalnie wysokie kwalifikacje w stosunku do innych osób, że nie było potrzeby zapraszać kogokolwiek innego.

Nadeszła odpowiedź, a jakże, tym razem już bez zabawy w chowanego. Z właściwego fragmentu pisma BDG-II-110-63-3JL/06 wynika to, że

„(…) Jedną z podstawowych zasad, przyświecających rekrutacjom przeprowadzanym w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej, jest wybranie najbardziej odpowiedniego kandydata na dane stanowisko, przy czym wybór najlepszego kandydata nie zawsze oznacza zatrudnienie osoby, która w dotychczasowej karierze zawodowej zajmowała najbardziej eksponowane stanowiska, bądź ma najdłuższy staż zawodowy(…)”

Logiczne? Oczywiście, że logiczne, tyle że nie do końca. To podkreślenie pochodzi od autora pisma. Już z samego zacytowanego fragmentu wynika, że kandydaci, którzy w dokumentach zaprezentowali bardzo wysokie kwalifikacje, nie muszą w ogóle być brani pod uwagę.
O „odpowiedniości” decyduje komisja na podstawie …no właśnie, czego? Bo na etapie selekcji ma do czynienia wyłącznie z dokumentami?

Tu już nieco logika się załamuje. Natomiast sposób stosowania prawa zdaje się autora tego fragmentu całkowicie dyskwalifikować, jako urzędnika w ogóle. Nie mówiąc już o stanowisku kierowniczym. A trzeba trafu, autorem pisma jest „p.o.” zastępca dyrektora ds. Kadr i Szkolenia.

Jeśli podobnej klasy profesjonaliści ministerstwa pracy przymierzają się teraz do zarządzania naszymi składkami emerytalnymi, to włos się jeży na głowie.

Żeby zaś nieco przybliżyć czytelnikowi sedno sprawy, trzeba ujawnić odrobinę wiedzy jeszcze nieoficjalnej. Otóż najlepszy kandydat, jak się okazało, nie przepracował ani jednego dnia w administracji publicznej. Doświadczenie na stanowisku zaopatrzenia w firmach prywatnych i w jednostkach sektora finansów publicznych, to dwa różne światy.

Jakimi zatem kryteriami kierowała się komisja kwalifikacyjna, uznając za najlepszego kandydata na stanowisko samodzielne i do tego z obowiązkami kierowania zespołem osobę, która nie miała ani jednego dnia stażu w administracji publicznej? Nie tylko kierowniczego, ale w ogóle.

Podobieństwo stanowiska zaopatrzenia zaczyna się i kończy na samej nazwie. Funkcjonowanie jest diametralnie różne. Za jakiś czas będzie na ten temat bardziej szczegółowo, ale fachowcy od zamówień publicznych i administracji wiedzą, w czym rzecz. Pewnie też znajdą kolejną odpowiedź, dlaczego zamówienia publiczne wciąż dla rzeszy urzędników administracji są czarną magią. Nie wspominając już o innych aspektach tego obszaru.

Ciekawostką w tej procedurze jest to, że osobę, która de facto nie spełniała podstawowych wymogów doświadczenia w określonym obszarze rynku pracy uznano za najbardziej odpowiednią. Natomiast przynajmniej w jednym przypadku pominięto w ogóle aplikację wielokrotnie przewyższającą wymogi stawiane dla tego konkretnego stanowiska.

Ślad tego pominięcia znajduje się w zacytowanym fragmencie pisma ministerialnego urzędnika do spraw kadrowych. Znaczy, wiedzą już, że pytający też wie. O co i jak pytać. Te pytania będą stawiane ponownie za jakiś czas. Z tym, że już w innym trybie i procedurze..

Raport, o jakim mowa na wstępie, przyczynił się do nowelizacji ustawy w zakresie rzetelności, przejrzystości oraz wzmocnienia zasady profesjonalizmu w procedurach rekrutacji. Przepisy powstały, mechanizmy pozostały nietknięte. Efekty widać.

Premier wielokrotnie wypowiadał się na temat identyfikowania szarych sieci, dławienia korupcji, czyszczenia struktur państwa z przejawów nepotyzmu i kumoterstwa.

Jest dla Pana Premiera dobra wieść na początek Nowego Roku. Nie musi daleko szukać, wystarczy przyjrzeć się baczniej sieciom, które trzyma w swoim ręku.

Mądrość ludowa powiada, że pod latarnią najciemniej.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (14):

jeżeli jest prawdą że

...
~Jasny Gwint ! 2007-01-13 12:22:14


Forum St. Michalkiewicza [1]

...
~czy mam się bać? 2007-01-13 01:28:56


Czy ktos mi powie [2]

...
~Janusz 2007-01-12 20:05:45


bardzo napięta sytuacja [2]

...
~łże-elity 2007-01-12 12:54:45


ratować koalicje !!! przecież

...
~antykomuch 2007-01-12 12:49:39


Pod czyim nazwiskiem

...
~Janusz 2007-01-12 08:07:11


oj brachu, brachu [1]

...
~damian 2007-01-11 17:31:21





Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę