Dodawanie komentarza

Do tematu: Syreny bez powabu oraz super-oferta Tuska

Syreny bez powabu oraz super-oferta Tuska

[url]http://galba.net.pl[.]Galba.net.pl[/url] | 2006-12-09 07:30:34

Wiem, wiem, wiem… Paru już oceniło estetykę dam przechwalających się swoimi przygodami z działaczami Samoobrony i dostało w ucho od obrońców dobrych obyczajów… Taki np. poseł Filipek raz w życiu powiedział coś, z czym bez wahania zgodziłoby się 98 % populacji męskiej i 99 % kobiecej a już dzień później musiał przepraszać i kajać się. To ciekawy przypadek gdy polityk może całą swoją karierę spędzić na opowiadaniu dub smalonych a gdy raz wyrwie mu się coś na wskroś prawdziwego wtedy dosięga go grom powszechnego oburzenia (jest w tym coś tragicznego na modłę antyczną).

W ocenie "afery obyczajowo-korupcyjnej" mogę się w tej chwili ograniczyć jedynie do własnych przeczuć oraz analizy zdroworozsądkowej. W przeciwieństwie do większości komentujących sprawę polityków, publicystów oraz zwykłych internatów nigdy nie leżałem pod łóżkiem Łyżwińskiego, Leppera czy Filipka więc wiedzy na temat "czy Aneta oraz ta druga pani kłamie czy mówi prawdę" posiadać nie mogę. Przynajmniej na razie – póki do publicznej wiadomości nie podano choćby szczątkowych danych na temat tego, co ustaliła prokuratura. No a przeczuć… nie mam żadnych. Wiem jednak jedno: jeśli zarzuty owych pań lekkich obyczajów potwierdzą się to… stracę resztki jakiegokolwiek uznania (słowo szacunek jakoś nie przeszło mi przez klawiaturę) dla ludzi sukcesu z Samoobrony. Wiele mogę wybaczyć… ale narażanie kariery i pozycji budowanych latami dla możliwości konsumpcji nieświeżego salcesonu?! Toż to faktycznie trzeba mieć nierówno pod sufitem… A wariatów u władzy jakoś sobie nie życzę. No dobrze, tyle jeśli chodzi o ohydne, seksistowskie, świńsko-szowinistyczne uwagi w temacie "Aneta i ta druga", więcej nie mogę bo mnie spalą na stosie złączeni słusznym oburzeniem marszałek Jurek, poseł Senyszyn i redaktor Stasiński.

Co do meritum sprawy to oczywiście nikt myślący (być może z wyjątkiem tych, którzy leżeli pod wcześniej wspomnianymi łóżkami) nie może wykluczyć wersji mówiącej o megaprowokacji. Nie udało się z taśmami Suboticia (miał być krwawy Budapeszt a wyszła Łeba poza sezonem) to trzeba próbować dalej. Całkiem możliwe. Czy prawdziwe? Znowu nie wiem i liczę na to, że prokuratura da odpowiedź.

A co się stanie gdy cała sprawa okaże się jedną, wielką bzdurą? Tak może się stać już w poniedziałek gdy będą znane wyniki testów DNA Łyżwińskiego oraz jego domniemanego dziecka. Wtedy zapewne głowni zainteresowani nie usłyszą nawet skromnego "przepraszam" za strony mediów, które bez zahamowań publikują dosyć niesmaczne teksty na temat całej sprawy. Po kilku latach zakończy się jakiś proces i w rezultacie na 157 stronie dodatku motoryzacyjnego wydawca tego czy innego pisma zamieści ogłoszenie w formacie 5 x 3 cm wyrażające ubolewanie… Jeśli bandyta napada obywatela na ulicy i grozi mu śmiercią to napadnięty ma prawo pozbawić napastnika życia. Tak samo powinno być w przypadku publikacji prasowych: jeśli jakiś tytuł drukuje coś, co okazuje się nieprawdą a fakt upublicznienia owej nieprawdy mógł spowodować polityczny zgon jakiejś osoby publicznej to osobie tej należy się wyjątkowo sowita odpłata. Np. 50 % udziałów w wydawnictwie, które go zaatakowało. Hmmm… Agora S.A., akcjonariusze: pos. Łyżwiński 30%, pos. Lepper 20%, rozdrobniony akcjonariat giełdowy 50%. Jest w tej wizji coś perwersyjnie pociągającego…

A jeśli to jednak prawda (nawet jeśli cynicznie rozgrywana dla politycznego zysku przez opozycję bądź pragnący dorżnąć przestawki PiS) to Łyżwiński jest skończony na amen (chyba, że wypłynie na powierzchnię w przyszłej kadencji Sejmu w ramach koalicji PO-SLD-Samoobrona - gdy dwóm pierwszym zabraknie głosów do samodzielnych rządów). Lepper chyba też, chociaż do natychmiastowego zatopienia go potrzeba będzie czegoś więcej niż tylko pozytywnego wyniku testów na Łyżwińskim i jego domniemanej rodzinie. Tak czy inaczej z prezydenturą 2010 (o której ponoć poważnie myślał) raczej może się już pożegnać.

PO składa "super-ofertę"

Przygnieciony klęską w głosowaniu na szefa klubu parlamentarnego Platformy wnuczek swego dziadka postanowił kolejny raz zagrać kartą, która już kilkukrotnie uratowała go przed utratą posady szefa partii. Tuż po przegranych wyborach oraz po pierwszych sukcesach rządu PiS pozycja Tuska była mocno zagrożona. Zdegustowani ciągłymi klęskami oraz odcięciem od koryta działacze PO nabierali coraz większej ochoty na zmiany na szczycie. Za każdym razem jedność partii i stołek jej szefa ratowała akcja pozornego przyspieszenia, ślepy atak na władzę, który tak naprawdę skierowany był nie na zewnątrz ale do wnętrza Platformy. W ten sposób udało się rok temu zneutralizować ewentualnych konkurentów Tuska. "Co? Chcecie wzniecać wewnętrzną walkę gdy właśnie ruszyliśmy do śmiertelnego boju z największym naszym wrogiem? Jeśli będziecie chcieli debaty wewnątrzpartyjnej to będzie znaczyć, żeście zdrajcy". Tak to udało się na przełomie 2005/2006 wtłoczyć Jana Rokitę w bezsensowną spiralę bezmyślnego ataku na rząd – polityk ten nie chcąc uchodzić za zdrajcę sprawy liberalnej musiał marnować swój talent i energię na uznawane przez samego siebie za bzdurne ataki na PiS zamiast działać na rzecz niezbędnych, ozdrowieńczych zmian w swej własnej partii.

Tak samo dziś. Tusk składa ofertę, która nawet dla laika śmierdzi na kilometr antyinteresem stulecia. W końcu nie chodzi o to, by oferta została przyjęta ale by móc przez kilka następnych dni kłapać po próżnicy buziami pełnymi frazesów, od których co mniej wytrzymałym zaczynają już się psuć zęby. "Oto my składamy cud-ofertę a te łajdaki, na zgubę Ojczyzny, jej nie akceptują!. Patrzajta ludziska – my chcemy dobrze a te łobuziaki odtrącają naszą wyciągniętą do zgody rękę".

Problem w tym, że propozycję paktu stabilizacyjnego, którą zgłosił Tusk można porównać do sytuacji gdy do właściciela samochodu przychodzi sąsiad i zwraca się doń tymi słowy: "oddaj mi swoje auto a ja będę ci przez rok pozwalał z niego korzystać w każdą pierwszą niedzielę miesiąca". Dlaczego posiadacz samochodu miałby przystać na pozbycie się swej własności w zamian otrzymując obietnicę (!) możliwości bardzo ograniczonego korzystania z niej przez pewien krótki okres? Dokładnie tak samo wygląda sytuacja z super-ofertą Tuska. PiS miałby zrezygnować z rządów i umożliwić ich przejęcie przez koalicję PO-SLD a w rewanżu PO da mu coś, co i bez tego handelku jest w rękach partii Kaczyńskiego. Budżet zostanie uchwalony niezależnie od tego, czy PO go poprze czy nie. A nawet jeśli nie zostałby on przegłosowany to oferta PO miałaby jakąś wartość gdyby w Pałacu Prezydenckim mieszkał ktoś inny niż L.Kaczyński. Ktoś, kto mógłby chcieć zaszkodzić obecnemu rządowi i wykorzystać pretekst do rozwiązania Sejmu.

Składając ofertę, którą przyjąć mógłby wyłącznie ktoś wyjątkowo nierozgarnięty Tusk wykonał klasyczny manewr ucieczki do przodu. Ucieczki od konfliktu w Platformie i czającej się tuż za jego plecami postkomuny.

Swoją drogą czy propozycja handlu "my wam głosy za budżetem i czymś jeszcze, wy nam wybory" nie jest przypadkiem odrażającym przykładem korupcji politycznej?

O pośle Komorowskim robiącym przeglądy prasy jamajskiej nawet nie warto wspominać. Są pewne granice śmieszności.

A poza tym nuda...

PKB ostro w górę (+5,8 %), bezrobocie w dół (14,8 %), ważny a być może przełomowy krok w kierunku rozwiązania polskich problemów energetycznych zrobiony (nadbałtyckie porozumienie w sprawie energii atomowej)... Ale to już w IV RP norma, która nikogo nie dziwi. I tylko słychać zgrzytanie zębów tych, którzy wieszczyli euro warte 6 złotych i litr benzyny za złotych 10...

PS. Jakiś czas temu głośno zrobiło się o niejakim panu Kononowiczu z Białegostoku. Długi czas byłem odporny na wiedzę kto to taki (mimo, że wszędzie natykałem się na wzmianki o nim). W końcu, po kolejnym newsie na jego temat, zainteresowałem się o co chodzi. Z pobieżnej lustracji zagadnienia wynika, że mamy do czynienia z osobą mocno nieprzystosowaną (w najlepszym wypadku), która stała się przedmiotem pysznej zabawy całkiem licznej gromady "wykształconych i inteligentnych". Fora internetowe pękają w szwach od wpisów nabijających się z pana Kononowicza "inteligentów". Cóż, najwyraźniej wykształciuchy potrzebują kogoś, kto swoją nieporadnością podniesie ich samoocenę. Nawet jeśli tym kimś jest człowiek, którego w normalnym społeczeństwie otacza się opieką a nie czyni z niego eksponat w jarmarcznym pokazie osobliwości.

"Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie!"
Mikołaj Gogol, "Rewizor"


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (6):

jakie porozumienie [3]

...
~operazja FOZZ 2006-12-09 07:52:54





Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę