Dodawanie komentarza

Do tematu: Selekcjonerzy RP

Selekcjonerzy RP

Witold Filipowicz | 2006-12-03 10:13:46

Minister Zdrowia odwołał ze stanowiska Głównego Inspektora Farmaceutycznego w związku z tragiczną w skutkach zamianą leków w Jelfie. Słusznie. Za niewydolność i uchybienia urzędu nadzorującego odpowiada szef instytucji. A kto odpowiada za powołanie takiego szefa? Zwłaszcza, gdy ów szef i jego prawa ręka – dyrektor generalny – udowodnili brak znajomości arytmetyki na poziomie szkoły podstawowej?

W lutym tego roku Szef Służby Cywilnej ogłosił konkurs na stanowisko dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego w Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym – Konkurs K/9/06.

Do konkursu zgłosiło się siedem osób. Procedura konkursowa rozpoczęła się dopiero po kilku miesiącach, w połowie maja. Jeden z kandydatów, łącznie z powiadomieniem o terminie pierwszej części konkursu, otrzymał też żądanie uzupełnienia dokumentów. Chodziło o jednoznaczne – jak to stwierdzono w wezwaniu – udokumentowanie wymaganej liczby lat doświadczenia na stanowiskach kierowniczych.

Problemem dla komisji konkursowej okazał się fakt, że dokumentacja doświadczenia kierowniczego znajdowała się w trzech dołączonych dokumentach, które trzeba było poskładać i odczytywać łącznie, a ponadto wymagało to zastosowania działań arytmetycznych.

Nie wzruszała komisji zawarta w dokumentacji wyraźna informacja, że te same dokumenty składane były w USC, w związku z innymi konkursami o podobnych wymogach i wówczas inne komisje nie miały specjalnego kłopotu z dodawaniem. Mało tego, jeden z konkursów na bliźniacze stanowisko w innym urzędzie kandydat nawet wygrał. Wszystko to dla obecnej komisji nie miało żadnego znaczenia.

Został więc wysłany kolejny, czwarty dokument. Nic z niego więcej w praktyce nie wynikało ponad to, co było zawarte w komplecie aplikacji. Po kilku dniach kandydat udał się do Urzędu Służby Cywilnej, by wziąć udział w pierwszym etapie konkursu.

Na miejscu okazało się, że przewodniczący komisji nie ma pojęcia, czy ów czwarty dokument dotarł czy nie, a zainteresowanie tematem okazał dopiero po podpisaniu listy przez kandydatów i tuż przed rozdaniem zadań konkursowych. Komisja najwyraźniej również nie miała pojęcia, co się dzieje, ale z uporem uznawała, że aplikacja złożona w pierwszym terminie jest niewystarczająca.

Po godzinnych poszukiwaniach korespondencji na terenie urzędu przewodniczący komisji – specjalista w USC, Jacek Krawczyk – oświadczył w obecności zespołu konkursowego, że kandydat nie zostanie dopuszczony do konkursu, bo poczta nie dotarła, a sam dowód nadania to za mało. Pozostałych pięciu wybitnych fachowców od weryfikacji wiedzy i umiejętności kandydatów na dyrektorów departamentów, z powagą kiwało głowami.

Jednym z całej serii ciekawych aspektów tego konkursu jest to, że aby kogoś do konkursu nie dopuścić, komisja musi podjąć taką uchwałę i ta uchwała musi być doręczona kandydatowi. Tak wynika z przepisów rozporządzenia o przeprowadzaniu konkursów.

Innym jeszcze aspektem, o czym już w rozporządzeniu nic nie ma, ale niewątpliwie ma zastosowanie, jest sposób dalszego postępowania według reguł prawa administracyjnego, które w ogóle nie zostało wzięte pod uwagę.

Jest bowiem znacznie ważniejsza strona tej części procedury. Otóż uchwała o niedopuszczeniu do udziału w konkursie jest niczym innym, jak rozstrzygnięciem o prawach i obowiązkach w sprawie indywidualnej, kierowanym na zewnątrz administracji. Definicja, wypisz wymaluj, decyzji administracyjnej.

Jak każda decyzja administracyjna, tak i ta podlegać winna określonej procedurze, o czym szczegółowo traktuje kodeks postępowania administracyjnego. Ale też i przepisy samego rozporządzenia w tym konkretnym przypadku, w sposób jednoznaczny, poszły do kąta.

Komisja po prostu ustaliła w tym zakresie własne zasady i zadecydowała „nie, bo nie” i sprawę zamknęła. Kandydat za drzwi, a konkurs potoczył się swoim trybem.

Jeszcze tego samego dnia, pocztą elektroniczną, został wysłany przez odrzuconego kandydata protest do Szefa Służby Cywilnej. Bez żadnego odzewu. Po kilku dniach kandydat otrzymał zawiadomienie od przewodniczącego komisji o niedopuszczeniu do udziału w konkursie.

Tyle, że sądząc z dat – co zostało zresztą stwierdzone empirycznie – uchwała w tej sprawie wydana została później, niż faktyczne niedopuszczenie do konkursu. Ponowne odwołanie – tym razem z zastosowaniem art. 127 § 3 Kpa w związku z wcześniejszym protestem, de facto odwołaniem – również pozostało bez odpowiedzi.

Dopiero zażądanie podania składu personalnego zespołu konkursowego wraz z funkcjami wówczas pełnionymi – ponowione zresztą z zagrożeniem wniesienia skargi administracyjnej na bezczynność organu – obudziło USC z letargu.

Różne mądrości, jakie w nadesłanej odpowiedzi nawpisywał, w imieniu ministra Jana Pastwy, naczelnik w USC, Wojciech Zawadzki, będą przedmiotem rozważań na innych szczeblach i w innym trybie. Tu chodziło o tę suchą informację dotyczącą składu zespołu konkursowego.

A w świetle równolegle rozgrywających się wydarzeń, w tym z Jelfą i rolą w sprawie Głównego Inspektora Farmaceutycznego, ten skład był istotnie interesujący. I tak:

- Jacek Krawczyk – Przewodniczący, specjalista w Departamencie Rekrutacji i Selekcji w Urzędzie Służby Cywilnej;
- Helena Feliksiak – Wiceprzewodnicząca, Dyrektor Generalny Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego;
- Maria Dąbkowska – Dyrektor Biura Obsługi Urzędu w Głównym Urzędzie Nadzoru Budowlanego;
- Elżbieta Jazgarska – Dyrektor Departamentu Budżetu, Finansów i Inwestycji w Ministerstwie Zdrowia;
- Justyna Morek – główny specjalista w Departamencie Zarządzania Kadrami w Urzędzie Służby Cywilnej;
- Zbigniew Niewójt – Dyrektor Departamentu Nadzoru w Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym.

Konkurs, jak na zwyczaje panujące w USC, przebiegł nad wyraz sprawnie i szybko. Od pierwszego etapu do podjęcia uchwały o rozstrzygnięciu konkursu nie upłynął nawet pełny miesiąc. Już 26 czerwca komisja uznała, że …nikt z kandydatów nie nadaje się na stanowisko dyrektora. Czyli skończyło się na niczym.

Podobnie, jak konkurs na to samo stanowisko kilka miesięcy wcześniej. Przy czym w tamtym konkursie też jednego z kandydatów nie dopuszczono do udziału. Z jakiego powodu, nie wiadomo, ale sądząc po stylu działania komisji w obecnym konkursie, wszystkiego można się spodziewać.

Po otrzymaniu treści uchwały, kandydat niedopuszczony do udziału złożył odwołanie od wyników konkursu. Z uzasadnieniem dokładnie takim samym, jak miesiąc wcześniej i później powtórzonym.

Szef Służby Cywilnej, jak zwykle, niespecjalnie się przejął obowiązującymi go przepisami i trzeba było znów zagrozić skargą administracyjną, by był łaskaw wydusić z siebie decyzję. Jej treść stanowi jednoznaczną ocenę kwalifikacji całej komisji:

„(…) Oznacza to, że zarówno uchwała zespołu konkursowego z dnia 30 maja 2006 r. - wzywająca Pana do uzupełnienia dokumentów, jak również uchwała z 9 czerwca 2006 r. – odmawiająca dopuszczenia Pana do udziału w konkursie na stanowisko dyrektora Biura Administracyjno-Budżetowego w Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym, zostały podjęte z naruszeniem przepisów regulujących zasady dopuszczenia kandydatów do konkursu na wyższe stanowiska w służbie cywilnej. (…) Opisane uchybienia (…) uzasadnia zarządzenie przeprowadzenia ponownego konkursu(…)”.

Minister Jan Pastwa, mimo opisu szeregu uchybień w działaniach własnej komisji, zastąpił eufemizmem cały ciąg naruszeń prawa, jakich dopuściła się w tamtej procedurze. To jednak będzie przedmiotem innego postępowania.

Zapowiadane w decyzji ponowne przeprowadzenie konkursu, oczywiście, nigdy nie nastąpiło. Szef S.C. zwlekał dotąd, aż 27 października weszły w życie nowe przepisy – o Państwowym Zasobie Kadrowym - uchylające wszelkie konkursy.

Równolegle z tym konkursem odbywał się inny konkurs. Na stanowisko prezesa Głównego Inspektoratu Farmaceutycznego. Ówczesna prezes, Dorota Duliban, była już praktycznie na wylocie, do konkursu więc się nie zgłosiła. Zgłosili się inni, a w tym, m.in. zastępca prezesa Zofia Ulz i znajomy z konkursu opisanego wyżej, Zbigniew Niewójt, Dyrektor Departamentu Nadzoru.

Z doniesień medialnych wynika, że sprawa Jelfy i zabójczej pomyłki z lekami już wówczas znana była w GIF, ale – wedle słów Ministra Zdrowia Zbigniewa Religi – nie dotarła do ministerstwa na skutek zaniedbań ze strony kierownictwa GIF. Późniejsze wypadki były już tylko dalszym ciągiem i ujrzały światło dzienne po prasowych doniesieniach.

Można się zastanawiać, na ile wewnętrzna konkurencja dwojga wysokich urzędników GIF mogła mieć wpływ na, z jednej strony, wykonywanie obowiązków nieadekwatnie do sytuacji z zagrożeniem dla życia wielu osób, a z drugiej strony, na tak niefortunny w finale udział w zespole konkursowym w USC.

Ciekawi też i taki fakt, dlaczego pracownik GIF, Maria Tabor, która po unieważnieniu konkursu objęła stanowisko „p.o.” dyrektora, do konkursu na to stanowisko nie przystąpiła? Czyżby miała wiedzę, do czego ten konkurs zmierza? Kolejny konkurs, w identyczny sposób zakończony?

Z tym, że w komisji konkursowej w USC nie było Zofii Ulz, za to była dyrektor generalna GIF, Helena Feliksiak. Odpowiedzialna za kwalifikacje i właściwe wykonywanie obowiązków służbowych wszystkich zatrudnionych w Głównym Inspektoracie Farmaceutycznym. W tym i za kwalifikacje i wykonywanie obowiązków przez Zbigniewa Niewójta, Dyrektora Departamentu Nadzoru.

Na czym polegał ten nadzór? Dobre pytanie.


Konkurs na prezesa GIF, zorganizowanym i przeprowadzonym w Ministerstwie Zdrowia, zakończył się wskazaniem jako najlepszego kandydata Zbigniewa Niewójta. Zastępca prezesa, Zofia Ulz musiała się zadowolić nadal pełnieniem funkcji zastępcy.

Okazało się jednak, że nie trwało to długo. Sprawa Jelfy wypłynęła do wiadomości publicznej i Zbigniew Religa, chciał nie chciał, odwołał niedawnego faworyta. Tym samym niedawni kontrkandydaci w konkursie w pewnym sensie zamienili się miejscami. W pewnym sensie, bo gdzie się podział odwołany prezes, na razie nie wiadomo.

Co będzie dalej, czas pokaże, bo pojawiające się wieści zdają się wskazywać na znacznie tragiczniejsze skutki, niż tylko zatrzymanie produkcji i trochę strachu. Minister Zdrowia spać raczej spokojnie jeszcze nie może.

Niektórzy inni również. Tak przeprowadzony konkurs, jak to wyżej opisano, z całym szeregiem nieprawidłowości i bezspornego łamania prawa, z finałem już znanym, kwalifikuje się do dalszego rozpoznania.

Na podstawie szczegółów, z których tu jedynie kilka przytoczono, wynika niezbicie, że nie wchodzi w grę popełnienie pomyłki. Rysują się zatem tylko dwie możliwości. Albo cały skład komisji konkursowej wykazał się niewyobrażalną wręcz niewydolnością intelektualną, albo też mamy do czynienia z działaniem celowym. Ale to już się ociera o art. 231 kodeksu karnego.

Motywy faktyczne będą zapewne wyjaśniane w procesie sądowym. Zespół konkursowy, a ściślej Jan Pastwa, jako wówczas Szef Służby Cywilnej, odpowiada za niezgodne z prawem działania funkcjonariuszy publicznych, którym powierzył wykonywanie obowiązków. Szkoda wyrządzona osobie bezprawnie niedopuszczonej do konkursu jest ewidentna.

W świetle ociągania się Szefa S.C. z powtórzeniem konkursu i zmianą przepisów, ta szkoda jest praktycznie nie do naprawienia. Stąd zastosowanie przepisów o odpowiedzialności za wyrządzoną szkodę na podstawie art. 417 kodeksu cywilnego w związku z art. 77 ust. 1 Konstytucji, wydaje się w pełni uzasadnione.

Panu Ministrowi Zdrowia wypada zaś jedynie poddać pod rozwagę bardziej wnikliwą weryfikację pracowników wysokich szczebli w resorcie zdrowia, bo jeszcze niejeden kwiatek może na tej łące zakwitnąć.

W konkursie z tak kompromitującym finałem główne role odgrywali wszak najwyżsi urzędnicy resortu. Z GIF – Zbigniew Niewójt i Helena Feliksiak, a z Ministerstwa Zdrowia Elżbieta Jazgarska.

Niewykluczone, że Ministra Zbigniewa Religę wyręczy prokuratura w niektórych weryfikacjach.

Twórcom ustawy o Państwowym Zasobie Kadrowym też warto polecić chwilę zadumy nad skutkami wdrażania w życie swoich pomysłów. Opisany tu został, nie pierwszy i nie ostatni, przykład jakości tego Zasobu Kadrowego, do którego automatycznie zaliczono parę tysięcy osób. Poziom kwalifikacji autorzy ustawy sami mogą ocenić. Tak komisji konkursowych, jak i wskazywanych przez nie kandydatów.

W przewidywanym postępowaniu przed sądem pracy przeciw Szefowi Służby Cywilnej, a de facto, po zmianie przepisów, z jego następcą prawnym, Prezesem Rady Ministrów, może dojść do ciekawej ekwilibrystyki.

Mianowicie zespół konkursowy ma przed sobą do dyspozycji dwie możliwości: albo działał w stanie wyłączającym poczytalność, albo świadomie bezprawnie storpedował kandydaturę, a cały konkurs był grą pozorów.

Ta druga możliwość ocierałaby się o zachowania korupcyjne, a co najmniej nadużycie stanowiska służbowego i niedopełnienie obowiązków, czyli działanie na szkodę interesu publicznego i prywatnego.

Którą z tych możliwości, jeśli się nie straciło instynktu samozachowawczego, będą wybierać pozwani?

Dla wielbicieli twórczości Orwella bądź Kafki, może się zarysowywać interesujący scenariusz, jak to pozwany udowadniał będzie z zapałem, że miał trudne dzieciństwo i pod górkę do szkoły.


Mikrosłuchawka
+ Dodaj komentarz

Komentarze (25):

tu jest sporo nieścisłości

...
~maxowa 2006-12-27 00:06:21


znakomity artykul o salonie [1]

...
~cZQSbEnZwNxsmbpuO 2006-12-05 02:59:52


Panie Filipowicz - krócej [1]

...
~psycholog 2006-12-04 12:08:37


ci policjanci zaginieni

...
~------- 2006-12-04 07:50:36





Nieprzerwanie od 2004 roku!

PARTNERZY:
Stanisław Michalkiewicz
Nasze kanały RSS:
główny
O NAS:
REKLAMA:
zobacz ofertę