Amerykanie strzelają do swoich

Zwolniona w piątek przez porywaczy w Iraku włoska dziennikarka dostała się pod ogień amerykańskich żołnierzy i została ranna.

Reporterka komunistycznej gazety "Il Manifesto", Guliana Sgrena jechała wraz z agentami włoskich służb specjalnych na lotnisko w Bagdadzie, gdy padły strzały na punkcie kontrolnym na szosie.

Zginął 50-letni główny negocjator, Nicola Calipari, który wydobył ją z rąk porywaczy, a w krytycznym momencie osłonił ją własnym ciałem. Dwaj inni włoscy agenci zostali ranni. Samej dziennikarce lekarze usunęli z ciała odłamek jeszcze w szpitalu w Bagdadzie.

Obecnie Giuliana Sgrena jest już w Rzymie. Na lotnisku powitał ją i lżej rannego z ocalałych agentów premier Silvio Berlusconi, który wcześniej wezwał do siebie ambasadora Stanów Zjednoczonych, aby wyjaśnił, jak doszło do incydentu.

Berlusconi powiedział mu, że ktoś musi ponieść za odpowiedzialność za ten błąd. Prokurator Franco Ionta zwrócił się już do amerykańskiego departamentu sprawiedliwości, by zweryfikować możliwość wytoczenia winnym procesu o zabójstwo Nicoli Calipariego.

Szef włoskiej partii komunistycznej oskarżył Amerykanów o to, że strzelali dokładnie wiedząc, kto jest w samochodzie. Padają pytania dlaczego akcji uwolnienia Sgreny włoskie służby specjalne nie uzgodniły ze stroną amerykańską.

Prezydent George Bush jeszcze w nocy zadzwonił osobiście do premiera Silvio Berlusconiego z przeprosinami i kondolencjami, a amerykańskie dowództwo wszczęło natychmiast własne dochodzenie.

Wstępnie podano, że samochód Włochów zbliżał się do punktu kontrolnego z podejrzaną prędkością. Amerykanie mówią, że najpierw padły strzały ostrzegawcze, ale świadkowie twierdzą, że maszyna została trafiona gradem setek kul.