Teraz odwet?

Duchowy przywódca Hamasu zginął wczoraj o świcie, kiedy wychodził po rannej modlitwie z meczetu w mieście Gaza. Piloci izraelskich śmigłowców odpalili w jego kierunku trzy rakiety. Razem z szejkiem Jassinem zginął jego syn i sześciu Palestyńczyków, którzy go ochraniali.

Hamas natychmiast zapowiedział, że w zemście "rozpęta w Izraelu piekło". - Wojna rozpoczyna się na dobre! W Izraelu zatrzęsie się ziemia! - groził polityczny przywódca radykalnej organizacji Abdel Aziz al-Rantisi. Pogrzeb szejka zamienił się w wielką antyizraelską manifestację. Na ulice palestyńskich miast wyległy tłumy. Ludzie żądali zemsty, domagali się głowy Ariela Szarona.

Izraelski premier osobiście nadzorował akcję "likwidacji" brodatego lidera Hamasu. Już po wszystkim oświadczył, że Izrael miał prawo zabić człowieka, którego "kwintesencją ideologii było mordowanie Izraelczyków i zniszczenie Izraela".

- Otwarto puszkę Pandory. Teraz odliczamy czas do następnego ataku terrorystycznego i zastanawiamy się, ilu tym razem zginie Izraelczyków - krytykował decyzję Szarona Josi Beilin, izraelski polityk, zwolennik pokoju z Palestyńczykami. "Izrael podjął wielkie ryzyko. Śmierć szejka może osłabić Hamas i wpędzić jego przywódców do podziemia - ale równie dobrze może rozpalić nienawiść Palestyńczyków do Izraela i wzmocnić organizacje terrorystyczne" - komentowali obserwatorzy.

Szefowie dyplomacji Polski i Unii Europejskiej, Watykan i sekretarz generalny ONZ zdecydowanie potępili zabójstwo duchowego przywódcy Hamasu. Departament Stanu USA apelował o zachowanie spokoju. Najostrzej na wiadomość o śmierci Jassina zareagowali przywódcy państw muzułmańskich. Liderzy krajów arabskich jednym głosem ostrzegli przed konsekwencjami izraelskiego posunięcia.

Informacja o śmierci Jassina spowodowała masową wyprzedaż akcji na zachodnich giełdach. Inwestorzy boją się, że jeśli terroryści podejmą działania odwetowe, to trzeba będzie zapomnieć o ożywieniu w europejskiej gospodarce.